Przed kliniką w Koenigs Wusterhausen pod Berlinem tłum. Kamery sześciu stacji telewizyjnych, cztery wozy satelitarne, dziennikarze, fotoreporterzy. Przy bramie policjant. Pilnuje, by nikt z mediów nie wszedł.
Autobusy z rodzinami ofiar podjeżdżają pod samo wejście. – Wszyscy ludzie z katastrofy to nasi przyjaciele – mówi jeden z pracowników złocienieckiego magistratu, którzy przyjechali z bliskimi poszkodowanych.
W sobotniej katastrofie na podberlińskiej autostradzie A10 zginęło 13 osób – 12 na miejscu, jedna zmarła w szpitalu – a 29 odniosło rany. Wśród zabitych, choć to wciąż nieoficjalna informacja, jest jedno z dwojga podróżujących dzieci. Pierwszy ujawnił to wczoraj w Radiu Szczecin wicewojewoda zachodniopomorski Andrzej Chmielewski.
[srodtytul]Głucha cisza i płacz[/srodtytul]
W szpitalnej recepcji jest ojciec 13-letniej dziewczynki. Nikt jeszcze oficjalnie nie potwierdził, że jego dziecko nie żyje, ale on wie to od kolegi, który w niedzielę identyfikował w Berlinie ciało bliskiego. Nie pozostawił ojcu wątpliwości. Mężczyzna nic nie mówi, mocno ściska moją dłoń.