Żewłakow: Sporting to klasa Spartaka

Michał Żewłakow o szansach Legii, polskiej rzeczywistości i trudnej roli nauczyciela

Aktualizacja: 13.02.2012 16:55 Publikacja: 13.02.2012 16:34

Michał Żewłakow

Michał Żewłakow

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Łatwiej być piłkarzem w Polsce czy zagranicą?

Michał Żewłakow:

Doszedłem do wniosku, że w Polsce jestem towarem atrakcyjnym głównie dlatego, że mnie tu długo nie było. Ostatnio gdy pojawiały się jakieś doniesienia związane ze mną, dotyczyły alkoholu, papierosów, albo jakichś afer. Wróciłem do kraju i ludzie przyglądają mi się, jaki jestem naprawdę. Nie wiem czy to kultura osobista, takt czy strach przed negatywną reakcją, ale kibice rzadko decydują się na bezpośredni kontakt. Żadnych niemiłych sytuacji nie miałem, raczej pełne humoru. Dużo bardziej otwarci są Grecy, jak się gra w Olympiakosie to trzeba się oswoić z wielką popularnością. Tam piłka wyznacza rytm, daje sens życia. Piłkarzy dzieli się na tych, którzy zarabiają wielkie pieniądze i na to nie zasługują oraz na takich, co są warci swojego wynagrodzenia. Ja w Pireusie byłem bardzo lubiany.

Gocław odpalał fajerwerki, gdy podpisał pan kontrakt z Legią. I nawet grę dla Polonii zapomniał.

Gocław to dzielnica Legii, to miejsce gdzie się wychowałem. Tam chyba nigdy nie postrzegano mnie inaczej, niż jako kolegę z podwórka. Może dlatego, gdy byłem zawodnikiem Polonii nikt nie sprawiał mi przykrości, a jak teraz gram w Legii, nikt mi nie wypomina gry dla innego klubu z Warszawy.

Po powrocie zmieniło się pana życie rodzinne?

Wreszcie czuję, że rodzina jest blisko, a nie na telefon. Jest łatwiej, podrzucamy dzieci dziadkom. Czuję się dziwnie, bo wszystko wygląda tak, jak 15 lat temu, gdy obaj z Marcinem graliśmy w Polonii i jeszcze mieszkaliśmy z rodzicami. To taki powrót do dzieciństwa, tyle że mamy trochę większe możliwości.

Musiał się pan Polski uczyć od początku?

Na pewno było to dla mnie coś nowego, bo do kraju tylko wpadałem do rodziny czy przy okazji meczów reprezentacji. Wiedziałem, że mogę napotkać na jakieś problemy, o których profesjonalny piłkarz zagranicą może zapomnieć, ale miałem szczęście, bo wróciłem do jednego z lepiej zorganizowanych klubów. Oczywiście, na przykład organizacja obozu na Cyprze pozostawiała wiele do życzenia, ale winiłbym raczej Cypryjczyków niż naszych działaczy. Jeden ze sparingów graliśmy na takim boisku, że strach było o kontuzję, ale z drugiej strony nikt nam przecież nie zagwarantuje, że ligę zagramy na dywanach.

Dobrze się pan czuje w roli wychowawcy młodzieży?

Zmieniłem się, nie jestem już tym samym Michałem, który miał 23 czy 26 lat. Tak działa czas, człowiek dojrzewa. Inaczej patrzę na swoje zachowanie, na wypadki, które w różny sposób pokierowały moją karierą. Teraz w niektórych sytuacjach zachowałbym się inaczej. Ale fakt, że niedługo skończę 36 lat i jestem najbardziej doświadczony w drużynie, nie powoduje, że nie mam prawa do błędów. I jako piłkarz, i jako człowiek. Śmieję się, kiedy słyszę, że jestem profesjonalistą.

Nie jest pan?

Nie jestem. Uważam, że jestem rzetelny. Profesjonalizm to coś bardzo trudnego, bo bardzo nudnego. A ja nudy nie zniosę. Natomiast staram się tak żyć, by nie miało to wpływu na moją grę. Są ludzie, którzy takiego podejścia zupełnie nie akceptują, ale Maciej Skorża, który chciał mnie w Legii umie ze mną się dogadać. Wie na co można mi pozwolić, a ja wiem, co nigdy nie zostanie zaakceptowane.

Na przykład?

Oprócz tego, że jestem piłkarzem, mam żonę i dwójkę dzieci, więc pewnych rzeczy mi nie wolno. Jestem wychowawcą swoich dzieci, w pewnych zachowaniach chciałbym też coś przekazać młodym kolegom z drużyny. Może nie jestem idealnym wzorem do naśladowania, ale samym sobą udowadniam, że można się i fajnie pobawić, i zrobić taką karierę, by nie myśleć, że zmarnowało się czas.

Legijna młodzież - Michał Żyro, Rafał Wolski, Michał Kucharczyk to profesjonaliści czy rzetelni piłkarze?

Wśród młodych ciężko znaleźć stuprocentowego profesjonalistę. Ich ciągle życie kusi. Ważne, by obok mieli osobę, która nie powie, że czegoś nie wolno, ale wytłumaczy, jakie mogą być konsekwencje danego czynu. Jak z czegoś zrezygnujesz, może nie będzie wesoło, ale możesz wiele wygrać. Kwestia tego, co piłkarz wybierze, to już kwestia jego charakteru. Jeden może pomyśleć, że jestem dziadkiem, bo 20 lat temu żyło się inaczej, drugi sprawę chociaż przemyśli.

Po zwycięstwie ze Spartakiem, brukowce zamieściły zdjęcia kilku młodych piłkarzy Legii, którzy nad ranem wychodzą z agencji towarzyskiej.

No i właśnie o takie sytuacje mi chodzi. Przekonali się, że jak podejmują pewne decyzje, różnie się to może skończyć. To młodzi ludzie, ich życie osobiste nie było w pełni ukształtowane, mogli naprawić pewne rzeczy, ale najlepiej sprawę zakończyć cytatem ze „Sztosu": „Bo pić to trzeba umić.". Każdy lubi się bawić, ale jak bawisz się ogniem, możesz się poparzyć.

Skorża wiosną musi postawić na młodzież jeszcze mocniej.

Jestem zbudowany tym, co młodzi pokazali na treningach i w meczach towarzyskich podczas zimowej przerwy. Jeśli nie ma Miroslava Radovicia i Danijela Ljuboi, na nich spoczywa cały ciężar gry w ofensywie. Trener będzie już teraz od nich więcej wymagał, nie będą już mieli taryfy ulgowej, jeśli chodzi o odpowiedzialność za wyniki.

Wytrzymają psychicznie? Wolski ciągle wygląda na nieobecnego.

Dlatego nazwałem go „Laska", bo mi przypomina bohatera „Poranku Kojota", który palił dużo marihuany. Marcin sprawia wrażenie, jakby żył w świecie oddalonym od rzeczywistości, ale on już taki ma sposób bycia. Być może dystans pozwala mu na luz na boisku. Gra tak, że wszyscy się zachwycają, bo nie boi się dziwnych zagrań. Tyle, że młodzi w Legii to nie są jeszcze mężczyźni. To są chłopcy, którzy muszą zmężnieć i poznać futbol od gorszej strony. Teraz się ich cały czas chwali i określa talentami, ale czekają na nich pułapki i zło piłki nożnej.

Kto rządzi szatnią Legii?

Mobilizuje głównie Skorża. Mówi tak, że zawodnicy wiedzą o co chodzi. Jest kilku zawodników, którzy dbają o to, by gra wyglądała dobrze, by odpowiednio reagować na to co dzieje się na boisku. Ivica Vrodljak, Miroslav Radović, Ljuboja, Kuba Wawrzyniak. No i ja. Ta piątka ma wpływ na całą grupę.

Piłkarze z Bałkanów albo kochają, albo nienawidzą. Nie za dużo ich w Legii?

Ljuboja krzyczy na boisku, ale wiemy, że to dla niego część meczu. Jest bardzo pochłonięty emocjami, ale w szatni do nikogo nie ma pretensji i zachowuje się bardzo spokojnie. Dba głównie o żart. Rozumiem się z nim nawet bez słów. Ivica też jest spokojny, czasami na boisku zapali mu się lampka i ciężko go powstrzymać, ale w szatni zachowuje się normalnie. A Radović? Nie znam go w stu procentach, ale wydaje mi się, że - czy kogoś lubi czy nie - zawsze zachowa się charakternie. Ja bym za niego wskoczył w ogień.

Zimą Legia nikogo nie sprowadziła, a sprzedała Ariela Borysiuka. Założyliście z góry, że Sporting nie jest do przejścia?

Dla mnie Sporting to klasa Spartaka. Z Rosjanami uporaliśmy się i to w jakich warunkach, więc teraz mam w sobie tyle wiary, że chciałbym grać ze Sportingiem już teraz. Oczywiście ubytki kadrowe nie ułatwiają nam zadania, ale nie wiem dokładnie jaka jest sytuacja finansowa klubu. Kiedy ostatnio Legia sprzedała zawodnika za dwa miliony euro? Dawid Janczyk czy Łukasz Fabiański odeszli za większe kwoty, ale to już kilka lat temu. Dla dyrekcji klubu to trudna sytuacja, pojawiła się dobra oferta, na pewno liczyło się także zdanie samego Ariela. Nie sprzedawano go, jak ziemniaka, chłopak chce się rozwijać, a Bundesliga to krok w przód. Przez ostatnie sześć miesięcy w Legii ukształtowała się drużyna, której gra przynajmniej daje nadzieję, ale ile byśmy byli warci, gdyby okazało, się, że sprzedanie jednego zawodnika odcina nas o zwycięstw?

Co z pana kontraktem? Chciałby pan go przedłużyć?

Fizycznie czuję się dobrze, piłka ciągle mi się jeszcze nie nudzi. Ale jak patrzę w protokół meczowy i szukam rówieśnika, to łatwiej mi go znaleźć wśród sędziów, albo masażystów. Wtedy sobie myślę: „Michał, może już wystarczy?". Kontrakt mam do czerwca, myślę że z propozycją przedłużenia działacze poczekają do końca sezonu. Zobaczą, jak wytrzymam drugą rundę. To tak, jak z nowym, ładnym mieszkaniem, do którego nagle wstawia się antyk.

Finansowo jest pan ustawiony do końca życia?

Jeśli pożyję pięć lat, to pewnie tak.

W Warszawie gra pan dla pieniędzy?

Wracając do Polski podjąłem decyzję, że to już nie jest najważniejsze. Ale jestem piłkarzem i tak zarabiam pieniądze, więc nie chciałbym sprzedać się za pół darmo. Ale nie jest to dla mnie cel nadrzędny.

Piłkarze reprezentacji Polski, której był pan kapitanem,dziwnie kończą kariery. Ebi Smolarek był już w Katarze, Jacek Bąk spowiada się prasie z problemów z żoną. Na wysokim poziomie gra tylko pan oraz Artur Boruc.

I obaj gramy tylko w klubach. Franciszek Smuda zbudował swoją drużynę. Jedni nie pasowali mu pod względem sportowym, inni wiekiem, jeszcze inni - charakterem. Nie mam na to wpływu, nie krytykuję trenera, bo miał do tego prawo. Wiem, że samo zakończenie kariery dla niektórych piłkarzy jest bardzo trudnym okresem. Bąk zawsze był wyciszony, częściej milczał niż mówił, myślę, że to opowiadanie o rodzinnych problemach na łamach prasy nie było mu potrzebne. Jacek Krzynówek skończył grać przez kontuzję, Mariusz Lewandowski spadł z klubem do drugiej ligi ukraińskiej. A Ebi zawsze był kotem, który wybierał swoje ścieżki. W kadrze też nic nie było wolno mu narzucić, bo natychmiast spadała efektywność.

Ma pan kontakt z Borucem?

Mam, sporadyczny. Artur po swoich różnych wypadkach trochę się zraził do ludzi, więc postanowił się odciąć, potrzebował intymności.

Mecz otwarcia na Euro zagramy z Grecją. Liczy pan czasami jeszcze na powrót do reprezentacji?

Ostatnie wypowiedzi trenera raczej mi na to nie pozwalają, chociaż z drugiej strony po meczach ligowych słyszę głosy dziennikarzy i ekspertów, że tak tragicznie ze mną jeszcze nie jest. Nie chcę już denerwować Smudy, mówić mu o swoich marzeniach, prowokować w gazetach. Pytania o reprezentację są dla mnie niezręczne. Jak zacznę krytykować pomyślicie, że to dlatego, że nie dostaję powołań, jakbym chwalił - że się podlizuję, by wrócić do drużyny.

Wierzy pan, że Polska wyjdzie z grupy?

Tak.

No to będzie wielki sukces, czyli warto było pana i Artura Boruca wyrzucić z kadry.

Nie można powiedzieć, że decyzje, z którymi większość się nie zgadza, zawsze wychodzą na złe. Awans do ćwierćfinału byłby sukcesem trenera, który nie bał się pewnych posunięć. Do drużyny czasami wcale nie pasują najlepsi. To jak puzzle - nie zawsze pasują najbardziej jaskrawe klocki. Ja już dostałem kopniaka w tyłek od trenera, swoje usłyszałem, więc nie przyjdę teraz mówiąc: „Panie trenerze nic nie poczułem, chciałbym zobaczyć, jak to jest za drugim razem".

Jesienią pana błędy w Legii nie miały złych konsekwencji, rzadko wspominał o nich Skorża. Czuje się pan w klubie trochę, jak szara eminencja?

Nigdy na tym mi nie zależało. Po fatalnych meczach w kadrze pierwszy przychodziłem do wywiadów, żeby prasa mnie rozliczyła, albo od razu zlinczowała. To nie są łatwe momenty, trener Skorża wie, że bez względu na to, co mi powie, na pewno się nie obrażę.

Łatwiej być piłkarzem w Polsce czy zagranicą?

Michał Żewłakow:

Pozostało 99% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO