Tragedia rozegrała się w ostaniu czwartek rano. w domu jednorodzinnym przy ul. Zduńskiej w Zgierzu. Młoda kobieta była w domu z córeczką. Kiedy mąż, który był w pracy nie mógł się do niej dodzwonić wrócił do mieszkania, które stało w płomieniach. Po ugaszeniu ognia strażacy znaleźli na podłodze ciało kobiety, która trzymała dziecko w objęciach. Obok stał pojemnik z łatwopalną cieczą. Oblane nią były ofiary pożaru, rozlana była także w piwnicy. Policjanci od początku przypuszczali, że kobieta popełniła samobójstwo podpalając siebie i dziecko. Z dzisiejszej sekcji zwłok wynika, że to najprawdopodobniej wysoka temperatura spowodowała zgon obu ofiar.

– Nie miały one żadnych innych obrażeń wskazujących na udział osób trzecich – tłumaczy Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury.

Dodaje, że śledczy zlecili także badania toksykologiczne kobiety i dziecka by sprawdzić, czy w momencie śmierci nie były one pod wpływem leków lub innych środków. Na wyniki trzeba będzie poczekać kilka tygodni. Wciąż nie wiadomo dlaczego młoda kobieta zdecydowała się na tak drastyczny krok. – Nie zostawiła żadnego listu pożegnalnego – mówi jeden ze śledczych. Wiadomo, że już na kilka dni przed tragedią młoda matka była w złym stanie emocjonalnym. Miała niską samoocenę. Rodzina widząc co się dzieje szukała pomocy u psychologa. Zrezygnowali, bo były zbyt długie kolejki.