Piotr Duda ocenia rząd i premiera Donalda Tuska

Rządu nie interesuje, czy coś jest zgodne z konstytucją. Przepychają przepisy tylko dlatego, że są antypracownicze. Ten rząd chyba lubi być antypracowniczy – zauważa przewodniczący NSZZ „Solidarność” Piotr Duda w rozmowie z Elizą Olczyk.

Publikacja: 19.07.2013 20:29

W Polsce ciągle trwa nagonka na związki zawodowe - mówi Piotr Duda

W Polsce ciągle trwa nagonka na związki zawodowe - mówi Piotr Duda

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

We wrześniu w Warszawie związki szykują armagedon – wielkie demonstracje, okupacja stolicy, miasteczko związkowe przed Sejmem, a wszystko to z powodu elastycznego czasu pracy.

Nie tylko, ale tej ustawy rzeczywiście nie odpuścimy. Komitet strajkowy przygotowuje rozmaite działania, ale może w ogóle do tych wszystkich protestów nie dojdzie. Do 11 września, czyli do początku naszej akcji, zostały jeszcze dwa miesiące. Może rząd się opamięta i zacznie rozmawiać ze związkowcami.

Sytuacja wygląda na patową. Związkowcy wyszli z Komisji Trójstronnej i zapowiedzieli, że nie wrócą, dopóki jej pracami będzie kierował minister Władysław Kosiniak-Kamysz. A premier oświadczył, że mu związkowcy nie będą mianować ministrów.

Premier ciągle narzeka, że Duda jest niedobry, związkowcy zerwali dialog, a sam jest wszystkiemu winien. Jak wyglądał dialog w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego? Nie było żadnego dialogu. Proponowaliśmy wzrost płacy minimalnej do 1720 zł, a rząd na to, że będzie najwyżej 1680 zł i że mamy się cieszyć, bo były plany zamrożenia płacy minimalnej na poziomie 1600 zł. Podwyżek dla sfery budżetowej nie było od 2009 roku. Ustawa o elastycznym czasie pracy w ogóle nie była dyskutowana na posiedzeniu plenarnym Komisji Trójstronnej. Komisja została zwołana dopiero po uchwaleniu ustawy. Nie wiem po co, skoro nie było już o czym rozmawiać. Chyba po to, żeby pan Donald Tusk mógł się pokazać ze związkowcami i potem twierdzić, że prowadzi dialog.

Przekonał mnie pan, że możliwość powrotu do dialogu jest iluzoryczna.

Zawsze trzeba sobie zostawić furtkę do ewentualnych rozmów, ale rzeczywiście wydaje się to mało prawdopodobne. Rząd lekceważy nasze stanowiska. Prosiliśmy, żeby nie wydłużano czasu pracy osób niepełnosprawnych z 7 do 8 godzin dziennie, ale nikt nas nie słuchał. Przepchnęli ten przepis kolanem. No i co? Miesiąc temu przegrali sprawę w Trybunale Konstytucyjnym. Tak samo było z dniami świątecznymi wolnymi od pracy, a przypadającymi w soboty lub niedziele. Rządu nie interesuje, czy coś jest zgodne z konstytucją. Przepychają przepisy tylko dlatego, że są antypracownicze. Ten rząd chyba lubi być antypracowniczy.

Po zerwaniu Komisji Trójstronnej pojawiły się komentarze, że „Solidarność” poszła na wojnę z rządem.

Z Komisji Trójstronnej nie wyszedłem tylko ja. Wyszli Jan Guz z OPZZ i Tadeusz Chwałka z Forum Związków Zawodowych. Nie jest to zatem wojna Dudy z Tuskiem, tylko protest wszystkich centrali przeciwko temu, co się dzieje w Komisji. Bo ludzie nie mają o tym pojęcia. OPZZ od dawna postuluje, by obrady Komisji Trójstronnej mogły być transmitowane przez Internet, żeby wszyscy zobaczyli, jak to wygląda. Ale zgody na to nie ma.

Bogdan Borusewicz uważa, że tak świetnie dogaduje się pan z OPZZ, gdyż stare podziały są dla pana nieaktualne. I zarzuca panu, że w czasie stanu wojennego był pan „po drugiej stronie”, bo służył w wojsku.

Widać, że kolesiom z Platformy puszczają nerwy i temu się nie dziwię. Jednocześnie są granice walki politycznej i pan marszałek je przekroczył. Czy wszyscy młodzi ludzie, którzy w 1980 roku zostali wcieleni do zasadniczej służby wojskowej, byli po drugiej stronie czy tylko ja? Ciekaw jestem, co zrobiłby na moim miejscu pan Borusewicz, gdyby był o 10 lat młodszy. Mnie nie wsadzali do internatu ani do więzienia, tylko do służby wojskowej, i to jest jedyna różnica. Janusz Śniadek, będąc przewodniczącym związku, mówił, że egzamin z solidarności trzeba zdawać codziennie. I ja się staram to robić. A pan Borusewicz go oblał, bo to robotnicy wynieśli go na stanowisko marszałka Senatu, a on się im odwdzięczył, liberalizując kodeks pracy.

Pojawił się pan na ostatnim kongresie PiS i wyrażał się o szefie rządu w bardzo ostrych słowach, że jest tchórzem i kłamcą. To nie jest wojna z rządem?

Przecież to prawda. Mam dowody na to, że pan premier w wielu sprawach nas okłamał. A skoro tak, to jest kłamcą. Międzyzwiązkowy komitet strajkowy na Śląsku prosił go o spotkanie, ale premier nie zareagował. A potem przyjechał w to samo miejsce i otoczył się wielkim płotem. To dla mnie jest tchórzostwo. I nie ma się o co obrażać. O mnie mówią, że jestem bandytą – a nie jestem – i się nie obrażam.

Powstało jednak wrażenie, że Duda zawarł niepisany sojusz z PiS i wspólnie atakujecie rząd.

To, że się nie pokazuję na salonach PO, nie znaczy, że jestem po stronie PiS. Po prostu idę tam, gdzie mnie zapraszają. Byłem na kongresie PiS, Solidarnej Polski, bo to partie, które popierają związkowe postulaty, spotkałem się także z klubami SLD i PSL. Od Klubu PO jakoś nie mogę się doczekać zaproszenia, choć proponowałem to przewodniczącemu już półtora roku temu. Na początku mojej działalności starałem się rozmawiać z panem premierem. Wtedy mówiono, że jestem człowiekiem PO. Teraz, kiedy rozmawiam z PiS, mówią, że jestem człowiekiem PiS. Jestem liderem związku zawodowego, któremu zależy na pracownikach, a nie na partiach politycznych.

Joachim Brudziński z PiS mówił, że listy wyborcze tej partii będą otwarte dla działaczy związkowych.

Piotr Duda tego nie mówi. Ja się do polityki nie wybieram i dopóki będę przewodniczącym związku, „Solidarność” nie będzie nikogo rekomendować na listy wyborcze. Ale nie dajmy się zwariować. Działaczy związkowych nie można pozbawiać praw publicznych. Kto chce iść do polityki – niech idzie, ma do tego prawo, musi tylko zrezygnować z funkcji związkowych, zgodnie ze statutem NSZZ „Solidarność”. Tak jak zrobił to Janusz Śniadek.

Jednak wykazał się pan talentami politycznymi, skoro udało się panu zjednoczyć wszystkie centrale związkowe.

To zasługa pana premiera, nie moja. I za to mu bardzo dziękujemy, że mimo dzielących związkowców różnic światopoglądowych potrafił nas połączyć, dzięki czemu powołaliśmy wspólny komitet strajkowy. To chyba jedyny cud Tuska (śmiech). A prawda jest taka, że jesteśmy nieustannie ogrywani przez rząd i w końcu uznaliśmy, że tak dalej być nie może. I to nie była decyzja trzech liderów, tylko naszych organizacji. U mnie na posiedzeniu Komisji Krajowej nikt nie protestował przeciwko współpracy z OPZZ, bo wszyscy są wściekli na to, co się dzieje. Mógł pan premier zgodzić się chociaż na referendum emerytalne. Ale nie. Referendum w sprawie sześciolatków – też nie. Rząd zawsze mówi nie. Dlatego nasz drugi ważny postulat, obok likwidacji elastycznego czasu pracy, to zmiana konstytucji tak, by rozpisanie referendum krajowego było obligatoryjne.

Jaki jest sens organizować referendum, którego wynik z góry jest znany. Przecież nikt nie chce pracować dłużej.

Rząd ma ogromne możliwości, mógł przekonywać obywateli do tej reformy. Ale po co się wysilać, skoro można wszystko przepchnąć przez Sejm. Dosyć tego, chcemy więcej demokracji bezpośredniej i popieramy w tej sprawie Ruch Oburzonych. Polacy powinni móc się wypowiadać w ważnych sprawach, a nie tylko głosować raz na cztery lata. Politycy narzekają, że do wyborów chodzi mało obywateli. A dlaczego mają chodzić, skoro podpisywali się pod referendum w sprawie emerytur czy sześciolatków albo pod jakąś ustawą, a politycy to zlekceważyli?

Obligatoryjne referendum to broń obosieczna. Co by pan powiedział jako lider związku, gdyby pracodawcy się skrzyknęli i zorganizowali referendum ograniczające np. prawa związkowe?

Możemy zorganizować takie samo referendum w sprawie praw związków pracodawców. Nie tędy droga. To nie jest tak, że Duda chce rządzić poprzez referenda. Można zrobić tak, żeby referendum nie było nadużywane, tylko dotyczyło spraw najważniejszych dla obywateli. Inne kraje jakoś dają sobie z tym radę. Ostatnio w Szwajcarii odbyło się nawet referendum w sprawie wprowadzenia maksymalnego wynagrodzenia i ludzie zagłosowali na tak.

Uważa pan, że u nas też się powinno odbyć takie referendum? Mamy już ustawę kominową ograniczającą płace w spółkach Skarbu Państwa.

Tak. Tylko że jest notorycznie obchodzona. A czy to jest w porządku, że prezes banku zarabia wielokrotnie więcej od kasjerki, która też ponosi odpowiedzialność materialną? Fantazja pracodawców w sprawie niektórych wynagrodzeń nie zna granic.

Związkowcy też są oskarżani, że mają wysokie pensje. Pojawił się nawet projekt grupy posłów PO, żeby ograniczyć niektóre prawa związkowców, m.in. do wynagrodzenia przez przedsiębiorców czy zbierania składek związkowych przez pracodawców.

Zawsze gdy krytykujemy rząd, pojawiają się nowe pomysły na ograniczenie praw związków zawodowych. Senator Jan Filip Libicki obsadził nas nawet w roli wroga przedsiębiorcy i dowodził, że pracodawca nie powinien utrzymywać swojego wroga związkowca. Zresztą, tak na marginesie, wynagrodzenie przewodniczącego Komisji Krajowej, pensje jej pracowników oraz działaczy szczebla krajowego i regionalnego są finansowane ze składek członków związku. Wydaje mi się, że niektórzy o tym nie wiedzą albo nie chcą wiedzieć.

Niektórzy przedsiębiorcy traktują związkowców jak wrogów. Wielu broni się przed założeniem związków w ich zakładach.

Bo nie rozumieją formuły dialogu. A poza tym w Polsce trwa ciągle nagonka na związki zawodowe. Niezrzeszeni pracownicy chętnie nas opluwają, mówią, że jesteśmy darmozjadami i pasibrzuchami. A przecież etaty związkowe nie powodują dodatkowych kosztów, bo działacze to są zwykle fachowcy zatrudnieni w danym zakładzie pracy, którzy otrzymują pensję w wysokości średniej z ostatnich trzech miesięcy. Zbieranie składek przez pracodawców w dobie elektronicznych rozliczeń też nic nie kosztuje. Jeżeli ktoś chce to zlikwidować, to po prostu zamierza utrudnić życie związkom. Ale, proszę bardzo, możemy iść w tym kierunku, tylko dodajmy do tego rozwiązanie, że to, co wywalczą związki – podwyżki, lepsze warunki zatrudnienia, układy zbiorowe, płaca minimalna – będzie dotyczyło wyłącznie członków związku. Tak jest na przykład w Kanadzie, Norwegii i wielu innych państwach europejskich. Bolą mnie ataki na związki zawodowe, bo przecież działamy w interesie wszystkich Polaków – i to za składki zebrane od członków związku, a nie za pieniądze z budżetu państwa.

W najbliższych numerach opublikujemy rozmowy z innymi członkami Komisji Trójstronnej: Władysławem Kosiniakiem- Kamyszem oraz Andrzejem Malinowskim

We wrześniu w Warszawie związki szykują armagedon – wielkie demonstracje, okupacja stolicy, miasteczko związkowe przed Sejmem, a wszystko to z powodu elastycznego czasu pracy.

Nie tylko, ale tej ustawy rzeczywiście nie odpuścimy. Komitet strajkowy przygotowuje rozmaite działania, ale może w ogóle do tych wszystkich protestów nie dojdzie. Do 11 września, czyli do początku naszej akcji, zostały jeszcze dwa miesiące. Może rząd się opamięta i zacznie rozmawiać ze związkowcami.

Pozostało 95% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!