We wrześniu w Warszawie związki szykują armagedon – wielkie demonstracje, okupacja stolicy, miasteczko związkowe przed Sejmem, a wszystko to z powodu elastycznego czasu pracy.
Nie tylko, ale tej ustawy rzeczywiście nie odpuścimy. Komitet strajkowy przygotowuje rozmaite działania, ale może w ogóle do tych wszystkich protestów nie dojdzie. Do 11 września, czyli do początku naszej akcji, zostały jeszcze dwa miesiące. Może rząd się opamięta i zacznie rozmawiać ze związkowcami.
Sytuacja wygląda na patową. Związkowcy wyszli z Komisji Trójstronnej i zapowiedzieli, że nie wrócą, dopóki jej pracami będzie kierował minister Władysław Kosiniak-Kamysz. A premier oświadczył, że mu związkowcy nie będą mianować ministrów.
Premier ciągle narzeka, że Duda jest niedobry, związkowcy zerwali dialog, a sam jest wszystkiemu winien. Jak wyglądał dialog w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego? Nie było żadnego dialogu. Proponowaliśmy wzrost płacy minimalnej do 1720 zł, a rząd na to, że będzie najwyżej 1680 zł i że mamy się cieszyć, bo były plany zamrożenia płacy minimalnej na poziomie 1600 zł. Podwyżek dla sfery budżetowej nie było od 2009 roku. Ustawa o elastycznym czasie pracy w ogóle nie była dyskutowana na posiedzeniu plenarnym Komisji Trójstronnej. Komisja została zwołana dopiero po uchwaleniu ustawy. Nie wiem po co, skoro nie było już o czym rozmawiać. Chyba po to, żeby pan Donald Tusk mógł się pokazać ze związkowcami i potem twierdzić, że prowadzi dialog.