Michał Kołodziejczyk ?z Manaus
Podobno da się tu dojechać z Sao Paulo samochodem. Podróż zajmuje równo dwie doby, to niecałe 4 tysiące kilometrów. Da się też dojechać rowerem, czego dowiódł jeden z angielskich kibiców.
Ale Manaus jest jednak odcięte od świata. Kolejne rządy w swoich programach wyborczych mają wybudowanie autostrad, które pomogłyby ożywić region. Droga do Porto Velho wymaga dwóch przepraw promem przez Rio Negro i Amazonkę i tylko na odcinku 100 kilometrów wyłożona jest asfaltem. Drogi do Itacoatiary i Amazonas są utwardzone, ale jednopasmowe i kręte. Mieszkańcy Manaus, którzy nie muszą podróżować, mówią, że brak autostrad to jednak błogosławieństwo dla miasta – dzięki temu, jako jedyne w Brazylii mogło zachować swoją kulturę.
Inna Brazylia
Pomysłów na ożywienie Manaus było mnóstwo, ostatni to futbol. Kiedy miasto znalazło się na liście gospodarzy mistrzostw świata, na uczestników mundialu padł strach – Roy Hodgson, gdy dowiedział się, że Anglia rozegra tu mecz z Włochami, powiedział, że stała się najgorsza rzecz, jaka mogła się przytrafić jego drużynie. Media uderzyły w bęben, którego dźwięk gawiedź lubi najbardziej. Że będzie niebezpiecznie, że wszys-?cy zachorują na malarię i że nie będzie gdzie spać.
Po kilku dniach w Sao Paulo i Salvadorze, w Manaus poznaje się inną Brazylię. Tę lepszą i przyjaźniejszą. Może to przez upał, ale wszyscy funkcjonują tu jak w zwolnionym tempie. Kierowca taksówki nie rozumie nawet słowa „OK", ale w pięć minut organizuje mapę, gdzie palcem trzeba wskazać cel. Chociaż kurs wynosi 32 reale, proponuje, że weźmie 30. Manaus się stara i nie chodzi tutaj o władze, starają się zwyczajni ludzie. Podczas obiadu pytają, czy masz hotel, bo jak nie, to nie musisz szukać, możesz zamieszkać u nich. Oczywiście Włosi i Anglicy nikomu nie ufają. Dopiero rano, kiedy okazuje się, że po wspólnej imprezie mają nie tylko portfele, ale jeszcze spis telefonów „jakby czegoś potrzebowali", żałują, że ich reprezentacja w tym mieście już nie zagra.