W nagranej rozmowie Marka Belki z Bartłomiejem Sienkiewiczem pada wiele wulgarnych słów. Czy zdziwiło to pana?
Artur Balazs:
Opinia publiczna już słyszała ten język: brutalny, arogancki, miejscami bardzo wulgarny. Politycy nie są aniołkami, są emanacją społeczeństwa. W rozmowach prywatnych używają wyrazów niecenzuralnych, zwłaszcza podczas spotkań przy alkoholu.
Czytał pan, jak Marek Belka nazywa Jerzego Hausnera?
Tu mamy do czynienia z przekroczeniem granicy. Czym innym jest używanie wulgaryzmów jako przerywników, a czym innym mówienie w ten sposób o państwie, jego instytucjach i o osobach sprawujących urzędy. Nie jestem świętoszkiem, zdarza mi się przekląć, ale nie pozwoliłbym sobie na takie słowa, które pozostawiłyby po sobie skrajne zniesmaczenie. A taką reakcję wywołały u mnie słowa ministra Sienkiewicza o stanie państwa.