W badaniu zrealizowanym od 11 do 12 lipca prowadzi PiS. Na partię Jarosława Kaczyńskiego chce głosować 31 proc. tych, którzy deklarują, że wzięliby udział w wyborach, gdyby te odbyły się w najbliższą niedzielę. W ciągu ostatnich dwóch tygodni poparcie dla tej partii spadło o jeden punkt procentowy.
O taką samą wartość wzrosło poparcie dla współrządzącej PO. Chęć głosowania na ugrupowanie Donalda Tuska deklaruje 25 proc. badanych. Tym samym miesiąc po wybuchu afery podsłuchowej dystans między dwiema największymi partiami stopniał z 8 do 6 punktów procentowych. Nadal jednak nie wrócił on do stanu sprzed ujawnienia kompromitujących nagrań. Wtedy to PiS prowadził nad PO, mając 4 punkty procentowe przewagi.
– Te wahania są w granicy błędu statystycznego, ale pokazują, że nawet afera o takiej skali nie jest w stanie zmienić stagnacji, która jest na naszej scenie politycznej – ocenia specjalista od wizerunku dr Wojciech Jabłoński.
Zdaniem dr. Jacka Kucharczyka z Instytutu Spraw Publicznych PiS nie potrafił wykorzystać słabości PO. – Tusk leżał na deskach, a Kaczyński popełniał błąd za błędem – przekonuje. Jego zdaniem wyborcom nie spodobało się fiasko zjednoczenia prawicy i wysunięcie kandydatury Piotra Glińskiego na premiera rządu technicznego. – Mogło to zostać odebrane jako niepoważne działanie w poważnym momencie – przekonuje ekspert.
Na trzecim miejscu nastąpiła zmiana. Dwa tygodnie temu, po zaskakującym, 5-punktowym skoku poparcia, zajmowała je Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikkego. Teraz, tak jak przed aferą, jest na nim SLD, które popiera 11 proc. badanych. Wynik partii Korwin-Mikkego zmniejszył się o 3 punkty procentowe i wynosi 8 proc.