Umowa podpisana w czwartek po 17 godzinach negocjacji między Władimirem Putinem, Angelą Merkel, Francois Holland'em a Petrem Poroszenką zakłada, że Ukraińcy i rebelianci wstrzymają ogień o północy z soboty na niedzielę. Na większości frontu tak się rzeczywiście stało.
– Jeszcze w sobotę w nocy pociski wybuchały 200 metrów od naszego hotelu. Ale przez całą niedzielę mamy spokój – zapewnia „Rz" Tatiana, recepcjonistka Park Inn by Radisson w centrum Doniecka. I dodaje: – Mieszka u nas sporo Niemców, Belgów, Francuzów, choć wciąż są wolne pokoje za 120 euro. Tyle że trzeba płacić gotówką.
Jakie interesy przyciągają obywateli zachodnich krajów do oblężonego Doniecka, można się tylko domyślać. Ale zawieszenie broni w największym mieście Donbasu, potwierdza także w rozmowie z „Rz" Michael Bociurkiw, rzecznik specjalnej misji OBWE na Ukrainie.
Szlaban dla OBWE
– Rozejm jest zasadniczo przestrzegany, choć nie wszędzie. W okolicach Doniecka trzykrotnie użyto wyrzutni rakietowych, strzały artyleryjskie były słyszane także w Ługańsku i znajdującej się 20 km dalej Rajhorodce – tłumaczy. Jego zdaniem zupełny spokój panował natomiast w Mariupolu, porcie o strategicznym znaczeniu, który uniemożliwia separatystom połączenie zajmowanych terenów z Krymem.
Od tej zasadniczo pozytywnej oceny jest jednak jeden poważny wyjątek: Debalcewe. Otoczone przez separatystów miasto ma strategiczne znaczenie – znajduje się tu bowiem węzeł kolejowy łączący Donieck i Ługańsk, dwa główne miasta.
– Nasi obserwatorzy nie zostali tu wpuszczeni przez separatystów – przyznaje Bociurkiw.
Do kotła prowadzi z Ukrainy zaledwie jedna droga, ale po obu jej stronach pozycje rebeliantów znajdują się tak blisko, że bez ich zgody misja monitorująca nie może się poruszać.