Trafiony rosyjską rakietą

Rada ds. Bezpieczeństwa przedstawiła niecierpliwie wyczekiwany raport o katastrofie samolotu nad wschodnią Ukrainą.

Aktualizacja: 13.10.2015 23:40 Publikacja: 13.10.2015 19:36

Separatyści w pobliżu szczątków Boeinga – lipiec 2014 r.

Separatyści w pobliżu szczątków Boeinga – lipiec 2014 r.

Foto: PAP/EPA

Instytucja zajmująca się badaniem wszelkich wypadków komunikacyjnych i naturalnych katastrof stwierdziła bez cienia wątpliwości, że pasażerski boeing należący do malezyjskich linii lotniczych został zestrzelony 17 lipca 2014 r. przez rosyjską rakietę przeciwlotniczą Buk. Jej ładunek eksplodował z lewej strony samolotu, nad kabiną pilotów.

Siła wybuchu doprowadziła do oderwania kokpitu i części salonu pasażerów business class od reszty samolotu i ich natychmiastowy upadek. Reszta maszyny pozbawiona przedniej części leciała jeszcze około 8,5 kilometra na wschód, gubiąc ogon i części skrzydła, po czym runęła w dół.

Przed przedstawieniem raportu urzędnicy Rady ds. Bezpieczeństwa (OVV) spotkali się z rodzinami ofiar. Próbowali przekonać zebranych, że ich krewni zginęli bardzo szybko i nie cierpieli. „Nawet jeśli (eksperci – red.) oceniają, że stracili przytomność po 9 sekundach, to i tak to jest bardzo długo" – powiedziała BBC Claudia Villaca-Vanetta, której mąż zginął nad Ukrainą. Od razu zginęli jedynie piloci, zabici odłamkami pocisku.

Rada oszacowała na podstawie śladów odłamków na dostępnych fragmentach kadłuba, że rakietę wystrzelono z terenu o powierzchni 320 kilometrów kwadratowych w pobliżu miejscowości Snieżnoje.

Wskazane przez Holendrów terytorium w lipcu 2014 roku było pod całkowitą kontrolą rosyjskich separatystów. Winę Rosjan ustaliło bez żadnych wątpliwości międzynarodowe stowarzyszenie dziennikarzy śledczych Bellingcat, które 8 października opublikowało wynik swojego dochodzenia. Według niego wyrzutnia rakietowa Buk dwa dni przed katastrofą przyjechała z Rosji do Doniecka, stamtąd pojechała 50 kilometrów na wschód do Snieżnego, by w końcu wyjechać z miejscowości kilka kilometrów na południe, w stepy. Stamtąd strzelano do pasażerskiego boeinga.

Sama OVV nie wskazała jednak bezpośrednich winnych śmierci 298 pasażerów i członków załogi; zadaniem instytucji jest jedynie badanie przyczyn katastrof i wskazanie środków zaradczych na przyszłość. Dlatego też większość wniosków raportu poświęcono błędom ukraińskiej kontroli lotów, która nie zamknęła przestrzeni powietrznej nad rejonem konfliktu, oraz odpowiedzialności linii lotniczych, które mimo ostrzeżeń nie zmieniły trasy lotu. Według Holendrów prawie nikt jednak tego nie zrobił, a 17 lipca (do chwili zamknięcia przestrzeni powietrznej) nad Donbasem przeleciało jeszcze 160 samolotów. OVV dodała jednak, że żadne państwo nie zamyka przestrzeni powietrznej nad rejonami lokalnych konfliktów, ponieważ separatystyczne ugrupowania nie dysponują pociskami dolatującymi na wysokość 10 kilometrów (a na takiej leciał boeing).

Żmudne, a chwilami niebezpieczne, dochodzenie holenderskiej OVV trwało ponad rok. Dopiero po miesiącu od katastrofy śledczym udało się dotrzeć na jej miejsce, gdyż wokół trwały walki. Pierwsze zebrane fragmenty samolotu odjechały do Holandii w listopadzie 2014 r., ale fragmenty samej rakiety znaleziono dopiero wiosną 2015 r. (poza odłamkami, które utkwiły w ciałach pilotów).

Do ustalenia miejsca i czasu trafienia użyto 12 rodzajów danych, kolejnych osiem potrzebnych było do stwierdzenia, że była to wyprodukowana w Rosji rakieta Buk.

Kreml od początku próbował zrzucić winę za katastrofę na ukraińską armię. Początkowo rosyjskie Ministerstwo Obrony twierdziło, że boeinga zestrzelił ukraiński myśliwiec Su-25, podawano nawet nazwisko pilota. Separatyści mówili o amerykańskim spisku, według nich samolot transportował martwe ciała. Obecnie producent rakiet, państwowy koncern Ałmaz-Antej, zaprezentował wyniki swojego eksperymentu. Na poligonie rakieta Buk trafiła przednią część kadłuba samolotu Ił-68 (bo nie znaleziono boeinga). Na tej podstawie przedstawiciele koncernu stwierdzili, że Holendrzy się mylą.

Zdaniem Rosjan rakieta, która trafiła w malezyjski samolot, nie mogła zostać wystrzelona z rejonu wskazanego przez OVV, lecz z odległej o 20 kilometrów na zachód wioski Zaroszczinskoje. A tam – według nich – byli ukraińscy żołnierze. Jednak Kijów dysponuje nagraniami rozmów separatystów chwalących się zestrzeleniem maszyny.

Opinie

Ołeksij Melnyk | ekspert ds. bezpieczeństwa kijowskiego Centrum Razumkowa

Nie ma żadnych podstaw, by wątpić w rzetelność raportu zaprezentowanego we wtorek przez Holendrów. Pracowali nad nim przedstawiciele sześciu krajów. Rosja na wszelkie sposoby stara się podważyć wersję międzynarodowego śledztwa.

Przypomnijmy sobie różne wersje wydarzeń, które dotychczas rosyjska strona przedstawiała opinii publicznej. Na początku resort obrony sugerował, że malezyjski samolot został zestrzelony przez ukraiński myśliwiec bojowy. Później się okazało, że myśliwce jednak nie osiągają wysokości, na których latają samoloty pasażerskie. Nie wspominam już o takich absurdalnych wersjach typu „samolot był naładowany martwymi ludźmi już wcześniej, by go później zestrzelić i oskarżyć o wszystko Rosję".

Kijów nie miał najmniejszego powodu, by rozmieszczać na tamtych terenach rakiety Buk. Tam latały jedynie ukraińskie samoloty. To separatyści na wszelkie sposoby zabezpieczali się przed naszym lotnictwem.

Jednym z najważniejszych argumentów obciążających Moskwę jest to, że rosyjska delegacja zablokowała w Radzie Bezpieczeństwa ONZ rezolucję dotyczącą utworzenia międzynarodowego trybunału, który miał przeprowadzić śledztwo w tej sprawie. Jeżeli Kreml jest pewien, że jego podopieczni nie popełnili żadnego błędu, to dlaczego blokują utworzenie tego trybunału, który mógłby postawić kropkę nad i w tej sprawie?

—not. ru.sz.

Aleksandr Golc | rosyjski analityk wojskowy

Prezentacji, którą przedstawił rosyjski koncern Ałmaz-Antej, w żaden sposób nie można ufać. Ci, którzy ją przygotowywali, od samego początku mieli postawioną tezę i za wszelką cenę chcieli ją obronić. Nikt nie miał wątpliwości co do wyniku tych badań. Rosyjski koncern państwowy nie mógł stwierdzić, że to z rosyjskiego systemu rakietowego Buk został zestrzelony malezyjski samolot pasażerski, w wyniku czego zginęło 298 osób. Do tego zestrzelony z rakiety wyprodukowanej przez ten koncern w ostatnich latach.

Nie bez znaczenia pozostaje dzień, w którym ta prezentacja została pokazana. Cała akcja była przygotowywana wcześniej, by wprowadzić zamęt tuż przed publikacją holenderskiego raportu. Dlaczego nie opublikowali tego kilka tygodni temu? Dlatego, że prezentacja nie miała na celu przedstawienia wyników rosyjskich badań, lecz podważenie wersji holenderskich śledczych. Świadczy to jedynie o tym, że w Moskwie ewidentnie bano się wyników międzynarodowego śledztwa. Dlatego większość swojej prezentacji Ałmaz-Antej poświęcił miejscu, z którego został zestrzelony samolot. Tymczasem holenderski raport nie wskazał dokładnej lokalizacji.

Nie chcę spekulować na temat tego, jak doszło do tej tragedii i kto jest sprawcą. Powiem tylko tyle, że systemu rakietowego Buk nie mogą obsługiwać amatorzy. To muszą być specjaliści.

—not. ru.sz.

Instytucja zajmująca się badaniem wszelkich wypadków komunikacyjnych i naturalnych katastrof stwierdziła bez cienia wątpliwości, że pasażerski boeing należący do malezyjskich linii lotniczych został zestrzelony 17 lipca 2014 r. przez rosyjską rakietę przeciwlotniczą Buk. Jej ładunek eksplodował z lewej strony samolotu, nad kabiną pilotów.

Siła wybuchu doprowadziła do oderwania kokpitu i części salonu pasażerów business class od reszty samolotu i ich natychmiastowy upadek. Reszta maszyny pozbawiona przedniej części leciała jeszcze około 8,5 kilometra na wschód, gubiąc ogon i części skrzydła, po czym runęła w dół.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać