Dlaczego zdecydował się pan na start w wyborach parlamentarnych?
Tak mam w genach, że gdy jest taka walka, to się do niej staje. Tak było w czasach studiów, bycia w opozycji, w podziemiu, podczas strajków. Teraz nadszedł taki czas, że w Polsce albo możemy wrócić na tor demokratyczny i europejski, albo coraz bardziej być republiką białorusko-węgierską. To są wybory o wszystko. Stąd ta walka i namowa innych samorządowców – nieraz z mniejszych miast i gmin – także do startu. Na przykład prezydenta Mielca Jacka Wiśniewskiego czy burmistrza Wieliczki Artura Kozła. Startuje też marszałek województwa lubuskiego Elżbieta Polak czy prezydent Inowrocławia Ryszard Brejza. Wszystkie ręce na pokład. To chęć pokazania naszej skuteczności i wykorzystania wiedzy wyniesionej z bezpośrednich kontaktów z ludźmi w Sejmie. Celem jest też odbudowa samorządności, bo jest ona teraz straszliwie okaleczona. Pieniądze i kompetencje są zabierane, zamiast tego rozdawane są jakieś tekturowe tabliczki.
Czytaj więcej
Mieszkańcy wsi nie wierzą w to, że Michał Kołodziejczak z Agrounii startując z list KO pomoże Don...
A ryzyko dotyczące wprowadzenia komisarzy do miast?
Jakieś zagrożenie jest, ale chyba bardziej związane z tym, że komisarze nie będą nic robić. Tak jest np. w przypadku Wód Polskich. To państwo źle funkcjonuje. Z drugiej strony mamy silne rady miast – w Sopocie jest bardzo niezależna rada miasta. Są też nasi następcy. W Sopocie Magdalena Czarzyńska-Jachim, którą wszyscy namawiamy do tego, by wystartowała w wyborach na prezydenta Sopotu w przyszłym roku. I jestem też przekonany, że ten czas będzie krótki – do momentu sformowania nowego rządu przez demokratyczną opozycję, przełom listopada i grudnia. Później komisarzy wskaże – jestem o tym przekonany – premier Donald Tusk