Obecna w naszym prawie od sześciu lat skarga na rozpoznanie sprawy w rozsądnym terminie z roku na rok zyskuje na popularności. Jeszcze dwa lata temu było ich niespełna 3 tys. Rok temu złożyło ją 3,8 tys. obywateli. W tym roku liczba ta może wynieść 4,5 tys. (do końca października było ich 4,2 tys.). Tak wynika z danych Ministerstwa Sprawiedliwości.
Najwięcej interwencji sądowych petentów dotyczy spraw cywilnych. Drugie miejsce zajmują sprawy karne. Następne w kolejce są: gospodarcze, pracy i ubezpieczeniowe. Liczba skarg przekłada się na straty, jakie ponosi z tego tytułu budżet państwa. Tylko w tym roku sądy wydały na rekompensaty ponad 2,4 mln zł.
Mariusz Paplaczyk, poznański adwokat, nie jest zaskoczony taką liczbą skarg w sprawach cywilnych.
– One wywołują najwięcej sporów – tłumaczy. Podaje przykład spraw spadkowych, w których skonfliktowane strony przez lata nie mogą zamknąć sprawy. Jego zdaniem jest prosty sposób na zlikwidowanie przewlekłości: sprawy powinny być prowadzone w formie sesji ciągłej – przez kilka dni z rzędu.
Na co liczą obywatele skarżący się na zbyt długie procesy?