Nie widzę go w decyzji zabrzańskiego sądu, przed którym rozpoczął się proces 28-latka, oskarżonego o zabijanie zwierząt ze szczególnym okrucieństwem. Przyznał się on do zabicia 17 kotów, które dostał w wielu domach, aby się nimi zaopiekować. Kto czytał "Kafkę nad morzem", Murakamiego, może sobie wyobrazić jak mogło to wyglądać, ale nie o tym miałem pisać...

Nic dziwnego, że rozprawie towarzyszyła pikieta kilkudziesięciu miłośników i obrońców zwierząt z całego kraju. Nie mogli jednak uczestniczyć w rozprawie, gdyż sąd na wniosek obrony wyłączył jej jawność rozprawy. Utajnienie procesu zdaniem obrony było konieczne, bo sprawa wzbudza olbrzymie emocje.

Sąd owszem może wyłączyć jawność rozprawy w całości albo w części, jeżeli jawność mogłaby wywołać zakłócenie spokoju publicznego (art. 360 § 1 Kodeksu postępowania karnego). Emocje jednak to jeszcze nie zakłócenia spokoju publicznego. To prawda, że wiele osób ma bardzo emocjonalny stosunek do własnych zwierząt i nie tylko, ale jeszcze silniejsze emocje wywołują sprawy o morderstwo człowieka czy te z elementem politycznym. To jednak nie powód, by sąd wyłączał jawność takich rozpraw. Przeciwnie sprawa bulwersująca opinię publiczną wręcz „zasługuje" na publiczną prezentacje. Opinia publiczna czy to bezpośrednio czy za pośrednictwem mediów powinna móc ją przeżyć. Procesy, zwłaszcza karane, mają też duży elementy edukacyjny.

Wyłączenie jawności jest zatem raną zadaną naszej kulturze prawnej i sądowej. Sąd powinien po nią sięgać w wypadkach uzasadnionych merytorycznie i ściśle określonych ustawą, a nie ulegać podszeptom adwokatów. Dla nich zwykle będzie na rękę ukrycie przed opinią publiczną podsądnego, oskarżonego o paskudne przestępstwo.W tym wypadku studenta Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.