W Krakowie powstał Referat Interpelacji Informacji Publicznej. Jego zadaniem jest kierowanie wpływających pytań do odpowiednich komórek w urzędzie. W ubiegłym roku – jak udało się dowiedzieć w referacie – wpłynęło do urzędu miasta ponad 1500 zapytań, nie tylko powołujących się na ustawę o dostępie do informacji publicznej. Są to przede wszystkim pytania w indywidualnych sprawach, dotyczących np. wydziału architektury i dróg, ale także spraw osobowych, dotyczących pracowników urzędu.
W Szczecinie sposób podawania informacji reguluje instrukcja prezydenta. Dyrektorzy i kierownicy zostali zobowiązani do wyznaczenia pracowników odpowiedzialnych za udostępnianie informacji publicznej, przy czym zakres tej odpowiedzialności uwzględnia się w indywidualnych zakresach czynności pracowników.
Rozbieżne opinie
W 2012 roku Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji zorganizowało kilka paneli dyskusyjnych, w których brali udział naukowcy i przedstawiciele organizacji społecznych zajmujących się problemem dostępu do informacji publicznej. Poinformowano potem, że „uczestnicy zgodnie ustalili, że zmiany powinny dotyczyć takich kwestii, jak: definicja informacji publicznej, katalogu ograniczeń dostępu do informacji publicznej, trybów dostępu do informacji publicznej oraz rozdziału o re-use (powtórnym wykorzystaniu)".
Natomiast podczas konferencji zorganizowanej pod koniec stycznia tego roku przez Pozarządowe Centrum Dostępu do Informacji Publicznej dominowała raczej opinia, że „pewne rozwiązania w ustawie mogą budzić wątpliwości, ale ustawa generalnie się sprawdziła". W ten sposób wypowiedział się między innymi prof. Hubert Izdebski, dyrektor Instytutu Nauk o Państwie i Prawie UW. – Kiedyś zdarzyło się tak – powiedział – że radny nie mógł się dowiedzieć, ile zarabia jego wójt. O tym, że ustawa się sprawdza, świadczy i to, że niektórzy chcą ją na różne sposoby ograniczyć lub dopisać do niej to, czego ewidentnie w niej nie ma. Chodzi np. o tak zwany dokument wewnętrzny składający się z kilkustronicowego dokumentu sprawy i akt roboczych, które mogłyby liczyć nawet kilka tomów – powiedział Izdebski.
Szymon Osowski ze stowarzyszenia Watchdog Polska, które zajmuje się ochroną praw człowieka do informacji, zauważa tendencję do wyłączania spod ustawy o dostępie do informacji publicznych dokumentów, które zostaną uznane za wewnętrzne. Twierdzi on, że jeżeli sąd określi, że coś jest dokumentem wewnętrznym, to zdaniem sądów można go wyłączyć spod stosowania ustawy, nie stanowi bowiem informacji publicznej. Zatem w ogóle nie można o taką sprawę pytać. Niestety sądy stosują prawo precedensowe, powołując się w takich przypadkach na orzeczenia innych sądów.
– Nawet Trybunał Konstytucyjny uznał kiedyś, że własne prace nad projektem ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, podejmowane przez sędziów TK, należy traktować jako wewnętrzne dokumenty. WSA w Warszawie (II SAB/Wa147/13) oddalił wniosek o udostępnienie tych projektów, ale na szczęście NSA zmienił ten wyrok (I OSK 2213/13) – mówi Osowski. – Inaczej było w przypadku sprawy dotyczącej korespondencji e-mailowej urzędników KPRM, którzy pracowali nad nowelizacją ustawy o dostępie do informacji publicznej. W tym przypadku WSA (I OSK 666/12) nakazał udzielenie informacji, ale NSA uchylił ten wyrok. Wnieśliśmy skargę do Trybunału Konstytucyjnego i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Pierwsza jest procedowana, a druga została oddalona – powiedział Osowski.