Wielki manifest antyreformatorski, pod którym podpisał się Jan Krzysztof Bielecki, główny doradca do spraw gospodarczych premiera, ([link=http://www.rp.pl/artykul/581573.html]„OFE potrzebują zmian”, „Rz”, 20.12.2010 r.[/link]), to dokument zawstydzający i pełny hipokryzji.
Znacznie prościej byłoby napisać tak: „Ludzie, potrzebujemy tych 24 mld zł, które są dziś ujawnianiem ukrytych jutrzejszych zobowiązań państwa wobec obywateli; potrzebujemy tych pieniędzy, bo bez nich nie potrafimy domknąć budżetów w kilku następnych latach. W 2011 r., gdy zmniejszymy do 2,3 proc. składki przekazywane do OFE, budżet zyska ok. 0,9 proc. PKB. My przez co najmniej rok w zasadzie nic już więcej nie będziemy musieli robić i o to nam chodzi. Zmieścimy się w nowej aktualizacji programu konwergencji i limitach ustawowych, a potem się zobaczy. Musicie nas zrozumieć, tempo ujawniania długu ukrytego zwyczajnie nas przerosło. Nie potrafimy usunąć innych źródeł deficytu, nie wyrabiamy, a działamy pod naciskiem groźby przekroczenia kolejnych progów ostrożnościowych limitujących wielkość długu publicznego w relacji do PKB”.
[srodtytul]Nie wolno straszyć[/srodtytul]
To by było przynajmniej uczciwe. Na tym polu merytoryczna rozmowa jest jeszcze możliwa. Ale ile razy można prostować brednie o wyższości przyszłej emerytury z ZUS nad emeryturą z systemu dwufilarowego? Czy Radzie Gospodarczej przy premierze przystoi mącić ludziom w głowach, straszyć ich i sprawiać wrażenie, że to ktoś w OFE chce ich ograbić, a ZUS im tego nie zrobi?
Fakty są nieubłagane: po to, by emerytury z I filara sięgały za 20 – 30 lat 60 proc. ostatniego wynagrodzenia, składki płacone przez pracujących musiałyby być półtora – dwa razy wyższe. W starzejącym się społeczeństwie żelazna reguła dla systemu, w którym to państwo gwarantuje przyszłe wypłaty, jest prosta: wyższe podatki albo niższe świadczenia. Doradcom premiera nie wypada więc przeciwstawiać wysokości emerytur w nowym systemie emerytalnym systemowi państwowemu, nie wspominając o koszcie dla pracujących, jaki łączy się z ekwiwalentnością tych świadczeń. Nie wypada tym bardziej, gdy takiego przeciwstawienia dokonują, celowo zaniżając stopę zwrotu w II filarze, tak by proponowane przez nich zmiany za bardzo nie kłuły w oczy.