Potwierdza to nieprawomocny wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie, przed którym dwóch właścicieli gospodarstwa żądało rekompensaty za utratę unijnego certyfikatu producenta ekologicznego.
Doszło do tego przez oprysk substancjami chemicznymi rzepaku przez właściciela sąsiednich gruntów rolnych. Wskutek tego zdarzenia uprawy malin uległy silnemu uszkodzeniu, co potwierdziły wyniki badań i kontrola inspektoratu ochrony roślin i nasiennictwa. W konsekwencji przyznany gospodarzom certyfikat zawieszono, a ceny na fakturach na zamówione już owoce obniżono o ok. połowę.
Właściciel sąsiednich gruntów nie miał ubezpieczenia OC, więc szkodę musiał pokryć Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny. Przyznał ok. 14 tys. zł odszkodowania, biorąc pod uwagę tylko szkodę wyrządzoną na półhektarowym pasie leżącym na styku dwóch gospodarstw.
Poszkodowani podnosili, że certyfikat dotyczył upraw na całej ich powierzchni, tj. 13,5 ha, bo nie może on obejmować tylko części plonów pochodzących z jednego terenu. Po jego ponownym przyznaniu muszą odczekać trzy lata, by owoce znowu mogli sprzedawać jako produkt ekologiczny. Chcieli więc, aby przyznana im kwota była bardziej adekwatna do poniesionych strat.
SO uznał, że nie ma podstaw do uznania, że szkoda została poniesiona w tak ograniczonym – jak ustalił to Fundusz – zakresie. – Mając na uwadze, iż powodowie utracili w całości certyfikat do produkcji maliny ekologicznej na całym areale uprawy, i w rezultacie nie mogli jej sprzedawać jako maliny certyfikowanej ekologicznej z całej powierzchni gospodarstwa, należało uznać, iż szkoda, za którą ponosi odpowiedzialność pozwany, dotyczy całej powierzchni uprawy, a nie tylko tej konkretnej części, na której stwierdzono fizycznie wystąpienie skażenia – podkreślił SO.