Kostiumowy kicz czy prawda namiętności

Serial „Wojna i pokój”. Polsat był współproducentem międzynarodowej telewizyjnej ekranizacji słynnej powieści Lwa Tołstoja

Publikacja: 31.12.2007 01:19

Kostiumowy kicz czy prawda namiętności

Foto: Polsat

Pro: Jan Bończa-Szabłowski

Trudno o lepszy prezent w okresie świąteczno-noworocznym. Serial Roberta Dornhelma w międzynarodowej obsadzie spełniał wszelkie warunki kina familijnego w najlepszym gatunku i był okazją do przypomnienia najwybitniejszego dzieła światowej literatury.

Dornhelmowi, który zapewne miał w pamięci dwie najgłośniejsze ekranizacje utworu: amerykańską Vidora Kinga Wallisa (1956) oraz arcyrosyjską Sergiusza Bondarczuka (1965), udało się znaleźć złoty środek. W tym serialu czuć słowiańską duszę, a jednocześnie okazał się on na tyle uniwersalny, że miał powodzenie także we Francji (do 30 proc. oglądalności), Włoszech i Hiszpanii (po ok. 25 proc.). W Polsce, jeśli wierzyć wpisom internautów, wywołał również spore zainteresowanie.

Ta międzynarodowa produkcja zrealizowana została z dużym rozmachem i bardzo klarownie. W wielowątkowym dziele Tołstoja Dornhelm skupił się na ukazaniu – tak bliskiego idei autora – pewnego fatalizmu historii i namiętności targających głównymi bohaterami. Nawet aktorzy znacznie odbiegający od kanonu rosyjskiej urody okazali się przekonującymi odtwórcami granych postaci. Czy ktoś posądzał Malcolma McDowella, że tak świetnie poradzi sobie z pełnym dumy i zaciętości starym księciem Bołkońskim, a Toniego Bertorellego, że w sposób precyzyjny odsłoni mroczne zakamarki duszy przebiegłego Kuragina seniora.

Wielką rolę stworzył w tym filmie niemiecki aktor Alexander Beyer. W granej postaci Piotra Bezuchowa zawarł marzenie Tołstoja o człowieku idealnym, wyróżniającym się wszechogarniającą dobrocią i szlachetnością. Zrobił to z wielką klasą, bo ani przez chwilę nie czuliśmy, że to postać papierowa, nierealna. Przekonujący był też Włoch Alessio Boni jako rycerski Andrzej Bołkoński.

Przykładem znakomitej rosyjskiej szkoły aktorskiej stał się Władimir Ilyin, grający pogromcę Napoleona marszałka Kutuzowa. Z odkrywaniem tajników serca rosyjskiej arystokratki dobrze poradziła sobie piękna Violante Placido jako przebiegła Helena. Atutem tego serialu jest również pewna jego „staroświeckość” i malarskość wielu scen oraz niezapomniana muzyka Jana A.P. Kaczmarka.

Czegóż chcieć więcej od takiej produkcji.

Kontra: Rafał Świątek

Z wybitnej powieści Lwa Tołstoja powstała licha telenowela.Realizacja „Wojny i pokoju” pochłonęła ponad 26 milionów euro – budżet superprodukcji wsparły telewizje niemal z całej Europy: Włoch, Francji, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Rosji i Polski. Muzykę skomponował zdobywca Oscara Jan A.P. Kaczmarek. W międzynarodowej obsadzie aktorskiej znaleźli się m.in. Malcolm McDowell i Brenda Blethlyn.

Można się było spodziewać widowiska, które pokaże z rozmachem życie za czasów Aleksandra I, wciągnie widza w wir wojen napoleońskich, łącząc wielką politykę z emocjami wywołanymi przez miłość, zdradę, śmierć i fatalizm historii. Tymczasem serial Roberta Dornhelma przypomina prymitywny melodramat w tonacji XIX- wiecznej, a nie opowieść przeznaczoną dla współczesnej widowni.

Akcja rozłazi się we wnętrzach. Klimat epoki wyparował, za to aktorzy przechadzają się po komnatach, deklamując drętwe dialogi o miłosnych rozterkach – słowem sceneria jak z kostiumowej wersji „Dynastii”. Do tego postaci są jednowymiarowe. Natasza Rostowa ucieleśnia wyobrażenie o kruchym bladolicym dziewczęciu. Wasilij Kuragin odgrywa czarny charakter. Jego córka pasuje do roli wrednej Alexis. Książę Andrzej Bołkoński jest uosobieniem szlachetnego młodzieńca, a Piotr Bezuchow idealnie nadaje się na nierozgarniętego naiwniaka.

Jednak wszystkie te atrakcje z powieści dla pensjonarek bledną, gdy Robert Dornhelm serwuje nam filozoficzne refleksje. Wtedy stężenie kiczu osiąga taki poziom, że fabuła niezamierzenie ociera się o parodię. Wybitnym osiągnięciem w tej dziedzinie jest sekwencja bitwy pod Austerlitz.

Andrzej Bołkoński patrzy na przyszłe pole walki i pędzące po niebie chmury. A my słyszymy myśli księcia, z których wynika, że marzy o wiecznej chwale. Za chwilę oglądamy rachityczną bitewną wstawkę. Bołkoński wymachuje sztandarem, gdy nagle dosięga go kula. Pada na trawę... i zaczyna snuć rozważania, że sława to marność, a liczy się tylko miłość! Podziw wzbudza poświęcenie włoskiego aktora Allesia Boniego, który zagrał całość z marsową miną i nie parsknął śmiechem wygłaszając te patetyczne banały.

Ja nie miałem tyle samodyscypliny. Śmiałem się do rozpuku. I tak już było w kolejnych odcinkach.

Pro: Jan Bończa-Szabłowski

Trudno o lepszy prezent w okresie świąteczno-noworocznym. Serial Roberta Dornhelma w międzynarodowej obsadzie spełniał wszelkie warunki kina familijnego w najlepszym gatunku i był okazją do przypomnienia najwybitniejszego dzieła światowej literatury.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Telewizja
„The Last of Us” bije rekord w Ameryce, a zagrożenie rośnie
Telewizja
„Duduś”, który skomponowała muzykę „Stawki większej niż życie” i „Czterdziestolatka”
Telewizja
Agata Kulesza w akcji: TVP VOD na podium za Netflixem, Teatr TV podwoił oglądalność
Telewizja
Teatr TV i XIII księga „Pana Tadeusza" napisana przez Fredrę
Telewizja
Teatr TV odbił się od dna. Powoli odzyskuje widownię i artystów