Domem Marcina (na zdjęciu– na wózku) przez długi czas było hospicjum. Tu towarzyszyła mu przez kilkanaście ostatnich miesięcy choroby nowotworowej Małgosia, o której mawiał – „Ty, która tworzysz mnie od nowa, walczysz o mnie i za mnie o każdy kawałek ciała i duszy”. Właśnie dla niej zaczął prowadzić zapiski, rodzaj pamiętnika.
Pisanie było dla niego trudne, bo prawa ręka tak puchła, że musiał nauczyć się posługiwać lewą. Kiedy był jeszcze w miarę sprawny, choć poruszał się na wózku, zapragnął pojechać do Hiszpanii, zobaczyć Barcelonę, Santiago de Compostella. – To był wyjazd, który bardzo dużo w nim zmienił, w sposobie jego myślenia – mówi Małgosia. – Może to była podróż, w czasie której Marcin bardziej zobaczył siebie niż Hiszpanię.
„Jestem szczęśliwy. Zaczynam rozumieć, że sens mojego świata jest we mnie” – pisał w notatkach. „Chociaż moje życie wydaje się większości ludzi nędzne, marne, to dla mnie ma sens – większy niż kiedyś. Liczy się każda sekunda, każda rzecz, a kiedyś wszystko mnie w życiu męczyło i nudziło. Nawet gdybym nie chodził i był w takim stanie jak teraz – chciałbym żyć 100 lat”.
Bardzo cierpiał – „Boli mnie właściwie wszystko, każdy kawałek ciała, ale Twoja obecność pomaga bardziej niż te wszystkie leki” – zwracał się do Małgosi. Dzięki jej wsparciu, nieustannej obecności i trosce zbierał siły do życia i walki z chorobą. „Potrafisz rozśmieszyć mnie nawet obolałego, ledwie żywego. Przytulasz mnie, czuję twój dotyk i niech się dzieje, co chce. Żadna opieka nie zastąpi miłości – pamiętaj o tym. Kocham twoje ręce, gdy robią mi opatrunki, herbatę”.
Kiedy Ewa Świecińska, autorka filmu, kończyła jego realizację – Marcin już nie żył. Trzy dni przed śmiercią zdążył poślubić ukochaną kobietę. To właśnie ona czyta w dokumencie wszystkie zapiski Marcina. Wiele razy głos jej drży. Płacze przy słowach: „Przyzwyczaiłem się, że przestałem istnieć dla ludzi bliskich. Właściwie nigdy się dla nich nie liczyłem. Bo dlaczego tak naprawdę jestem w tym hospicjum? Ludzie, których pragnę kochać, okazali się tchórzami”.