Co ciekawe, impreza mimo nazwy odbywa się nie w samej Wenecji, lecz na wyspie Lido, na której m.in. rozgrywa się akcja opowiadania Tomasza Manna „Śmierć w Wenecji” spopularyzowanego przez głośny film Viscontiego.
Tegoroczna edycja festiwalu wzbudza sporo emocji. Przewodniczącym jury jest Quentin Tarantino (na zdjęciu). Selekcjonerzy wyraźnie postawili na filmy eksperymentujące i na twórców poszukujących nowego języka kina. Niestety – jak zauważają krytycy – zbyt często takie próby kończą się obrazami artystowskimi i nawet zaprawieni w bojach widzowie wychodzą w trakcie projekcji.
Tak było już w tym roku na „Post Mortem” Pablo Lorraina i „Trznadlach” Aleksjeja Fedorczenki. Za pomyłkę uznano „Happy Few” Antony'ego Cordiera. Zawiódł także tak wysublimowany twórca jak Francois Ozon. Jego ostatniemu filmowi „Potiche” zarzucono komercję. Najwięcej ciepłych słów dostało się Sofii Coppoli za film „Somewhere”, który zebrał entuzjastyczne recenzje w prasie całego świata i na półmetku festiwalu stał się głównym faworytem w walce o Złotego Lwa.
Warto dodać, że wśród dotychczasowych laureatów Złotych Lwów są m.in. Andriej Tarkowski za „Dzieciństwo Iwana”, Michelangelo Antonioni za „Czerwoną pustynię”, Luchino Visconti za „Błędne gwiazdy Wielkiej Niedźwiedzicy”, Luis Bunuel za „Piękność dnia”, Krzysztof Zanussi za „Rok spokojnego słońca”, Krzysztof Kieślowski za „Trzy kolory. Niebieski” czy Darren Aronofsky twórca „Zapaśnika”.
Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Wenecji