Obecnie „Powrót do przyszłości" (1985) i jego dwie kontynuacje są popkulturowym fenomenem na miarę przygód Indiany Jonesa czy E. T. Jednak ćwierć wieku temu, gdy Robert Zemeckis, wpadł na pomysł fabuły o nastolatku cofającym się w przeszłość, kolejne studia filmowe odrzucały jego projekt. Realizacji filmu nie podjął się m.in. koncern Disneya. Co tak odstraszyło wielkich Hollywood?
„Powrót do przyszłości" to historia 17-letniego Marty'ego McFlya. Jego ojciec jest życiowym nieudacznikiem. Pracuje w firmie faceta, który prześladował go w szkolnych czasach. Mama lubi wspominać, jak zakochała się w tacie, ale strofuje dziewczynę syna, twierdząc, że nigdy nie zabiegała tak bezceremonialnie o względy chłopaków.
Pewnego dnia Marty dostanie szansę, by sprawdzić, jak było naprawdę. Przyjaźni się bowiem ze zwariowanym naukowcem doktorem Brownem. Wynalazca proponuje mu udział w eksperymencie – przetestowanie maszyny, która może przenosić ludzi w czasie. Ten cud techniki okazuje się luksusowym samochodem sportowym marki Delorean, tyle że z napędem nuklearnym. Marty siada za kierownicę. Na skutek splotu dramatycznych okoliczności przenosi się w przeszłość – z 1985 roku do 1955 – gdy jego rodzice byli nastolatkami i jeszcze się nie znali.
Marty spróbuje pomóc ojcu uwolnić się od szkolnego prześladowcy, a przede wszystkim zaaranżować pierwszą randkę z mamą. I tutaj los spłata mu psikusa. Mama zadurzy się w Martym – nieświadoma, że to jej przyszły syn...
I właśnie ten wątek odstraszył początkowo wytwórnie. Koncern Disneya uznał nawet, że film Zemeckisa może być sprzeczny z wartościami rodzinnymi promowanymi przez firmę. Hollywoodzkich bossów nie przekonywały również eksperymenty Zemeckisa z narracją. Na szczęście zaufał mu Steven Spielberg. Pod jego okiem powstało kino przygodowo-familijne dla całej rodziny, chwilami zamieniające się w pyszną komedię omyłek.