Widzów nieraz ogarnia gogolowski śmiech. A reżyser Tomasz Zygadło udowadnia, że wyspecjalizował się w inscenizacjach sztuk Zapolskiej. Realizując z powodzeniem zarówno „Moralność pani Dulskiej", jak i „Ich czworo", pokazuje, że kołtun mieszczański, choć bardzo uwiera, ciągle nam towarzyszy.

W 1907 roku po prapremierze „Ich czworo" w Teatrze Miejskim we Lwowie i pierwszych recenzjach nieco zdumiona Zapolska napisała: „Równają mnie z Bernardem Shawem. Ale artyści tu dużo przejaskrawili, dodawali swoje ordynarne koncepta, gesta i tym samym sztukę uczynili jaskrawą. Sądzę, że dobry smak panujący w Krakowie nie pozwoli ze sztuki zrobić ordynarnej farsy". W telewizyjnej realizacji z 1977 roku Tomasz Zygadło wykazał się dobrym smakiem. Gra aktorów, choć czasem na granicy szarży, nigdy jej nie przekracza. Spektakl sprzed niemal 35 lat nadal niepokoi wymową i zachęca do przemyśleń.

To historia typowego małżeńskiego trójkąta. Żona (Anna Seniuk) jest osobą niezbyt mądrą, ale za to sprytnie i skutecznie dąży do raz obranego celu. Mąż (Wojciech Pszoniak) mimo swej inteligencji sprawia wrażenie bezradnego i bezwolnego. Jego przeciwieństwem jest bezwzględny, czasem wręcz bezczelny Fedycki (Jerzy Stuhr), typowy samiec alfa, kochanek Żony. Aby osiągnąć korzyść, gotów jest zrobić niemal wszystko. Przykład z niego bierze Panna Mania (Hanna Orsztynowicz), która pragnie zająć miejsce Żony. Śliczna filigranowa Lila (Anna Dymna) zna siłę swej urody, lecz czeka na odpowiedni moment, żeby ją wykorzystać...

Zapolska nazwała ten utwór „tragedią ludzi głupich". Przedstawienie Tomasza Zygadły to raczej gorzka komedia, jaką grają przed sobą ludzie niespełnieni. Jeśli mowa o głupocie, to raczej wynikającej z pewnej beztroski. Nieświadomości konsekwencji własnych czynów czy też własnych wyborów życiowych. Totalnie zachwianej hierarchii wartości.

Ich czworo 20.30 | TVP 1 | PONIEDZIAŁEK