Kino spełnia marzenia z dzieciństwa

Każdy chłopiec marzy o tym, żeby być silnym mężczyzną, a kino to marzenie ukonkretnia i potęguje, pokazując detektywów, policjantów, a kiedyś także kowboi - mówi Jerzy Radziwiłłowicz w rozmowie z Jackiem Cieślakiem

Publikacja: 22.05.2008 08:08

Kino spełnia marzenia z dzieciństwa

Foto: Rzeczpospolita

[b]Rz: Czy marzył pan w dzieciństwie o tym, żeby ścigać przestępców?[/b]

[b]Jerzy Radziwiłowicz:[/b] Myślę, że każdy z nas przez to przeszedł, nawet nie znajdując się pod bezpośrednim wrażeniem policji, tylko kina lub komiksów, które zaczęły się pojawiać w czasie mojego dzieciństwa.

[b]Kapitan Żbik?[/b]

Na przykład. Każdy chłopiec marzy o tym, żeby być silnym mężczyzną, a kino to marzenie ukonkretnia i potęguje, pokazując detektywów, policjantów, a kiedyś także kowboi.

[b]Tylko że teraz dzieci w kowboi i Indian już się nie bawią.[/b]

A i nowy western różni się od klasycznego. Mimo to z trudem znalazłby pan aktora, który nigdy nie chciał w westernie zagrać.

Czy marzenie o udziale w filmie kryminalnym lub westernie podszyte jest tęsknotą za ładem? Bo jeśli tak, to trzeba zauważyć, że porządki dobra i zła mieszają się w kinie coraz bardziej.

Bardzo, ale pozostaje jeden element niezmienny — silni panowie, którzy obcują z niebezpieczeństwem, co zawsze jest podniecające. Nawet jak są łobuzami zamieszanymi w różne brudne sprawy — trudno im podskoczyć, co też jest imponujące.

[b]Jaki był mocny mężczyzna w kinie kiedyś, a jaki jest dziś?[/b]

Tylko najprostsze westerny dla młodzieży, takie jak „Bonanza”, pokazywały kryształowych facetów. Szeryfami zostawali rewolwerowcy, którym trudno było podskoczyć. Bywało i odwrotnie. Silny facet nigdy nie był postacią jednoznaczną.

[b]Wiemy, że pana bohater w „Glinie” jest rozwiedziony, kłóci się z córką, mieszkał z o wiele młodszą narzeczoną, która się wyprowadziła. Kim był w młodości?[/b]

Gajewski puszcza czasami parę z ust, głównie podczas rozmów z kolegami, przy piwie. Urodził się w Zgierzu, wcześnie stracił ojca, który zmarł na chorobę zawodową. Maturę zrobił w Łodzi. Szczytem marzeń matki było to, że się dostał do szkoły oficerskiej. Szybko zrozumiał, co nie dla wszystkich jest łatwe do przyjęcia, że podjętą pracę trzeba wykonać rzetelnie. To jego naczelna zasada.

[b]W pracy nie pije?[/b]

W pracy ani grama. Ale potem...

[b]Czy dostał pan jakąś recenzję od prawdziwych policjantów?[/b]

Raz mi się to zdarzyło i bardzo ucieszyło. Stałem przed światłami, ktoś zaczął na mnie trąbić, odwróciłem się, a w nieoznakowanym samochodzie siedziało trzech młodych ludzi. Jeden z nich wyciągnął policyjną legitymację i pokazał, że jestem w porządku.

[b]Mówił pan, że nie lubi seriali, tymczasem gra w „Glinie”.[/b]

To nie jest kwestia gatunku, tylko scenariuszy. Przeczytałem cały tekst i nie mogłem się oderwać. Wiedziałem, że to jest szansa na spełnienie chłopięcego marzenia i mam ogromną radość z tej roli.

[b]Czy grając w „Glinie”, myśli pan, że świat stał się brutalniejszy, czy może więcej się o nim teraz dowiadujemy?[/b]

[wyimek]Przez długi okres mojego życia nie mówiło się w mediach o przestępczości, bo żyliśmy we wzorowym socjalistycznym społeczeństwie[/wyimek]

I jedno, i drugie. Przez długi okres mojego życia nie mówiło się w mediach o przestępczości, bo żyliśmy we wzorowym socjalistycznym społeczeństwie. Ale nie da się ukryć, że stało się brutalniejsze. Wystarczy popatrzeć na stadiony. Mam wspomnienia dzisiaj nie do pomyślenia. Byłem dziesięciolatkiem, kiedy do Warszawy przyjechała reprezentacja Brazylii z Pelem. Mój ojciec nie przepadał za futbolem, ale poszliśmy na mecz, bo każdy chciał uczestniczyć w takim święcie. Duża część mężczyzn na Stadionie Dziesięciolecia była w garniturach i pod krawatem. 100 tysięcy ludzi zachowywało się fantastycznie. Rozeszli się w spokoju.

[b]A chciałby pan zagrać w takich filmach, jakie robi Tarantino?[/b]

Są znakomite. Marzyłoby się, żeby powstawały w Polsce, bo to nie tylko znakomite kino, ale i zabawa.

[b]Pana role są refleksyjne, pełne zadumy, nie tęskni pan do komedii?[/b]

Niewiele w nich występowałem, ale od trzech lat gram Tartuffa w Teatrze Narodowym, bawię się molierowską konwencją i teatrem, co ma znakomity odzew u publiczności. Wcześniej grałem Papkina w spektaklu Andrzeja Wajdy. Także część przedstawień Jerzego Grzegorzewskiego była oparta na pastiszu.

[b]A czy ma dla pana znaczenie, że gra pan ostatnio Otella bez charakteryzacji?[/b]

Takie, że nie trzeba się malować. Już od pierwszej rozmowy z reżyserką spektaklu Agnieszką Olsten wiadomo było, że obcość rasowa Otella nie jest najważniejszą sprawą, tylko jego nieprzystawalność do towarzystwa. A także niepewność w związku z Desdemoną, która bierze się z tego, że jest od niej o wiele starszy. Wiek jest dla mnie najistotniejszy w tej roli. Jeżeli ktoś mówi, że zstępuje w dolinę starości, to znaczy, że zaczyna widzieć swoje wszystkie słabości i związane z tym lęki, w tym słabnącą atrakcyjność seksualną. Otello na samym początku podkreśla, że szczęście, którego zaznał z Desdemoną, jest ostateczne. Wie, że więcej go już w życiu nic takiego nie spotka. To tworzy grunt pod niepewność, przewrażliwienie, podejrzliwość, którymi można łatwo manipulować.

[b]„Otello” pokazuje też, że mężczyźni w przeciwieństwie do kobiet mają problemy z pielęgnowaniem miłości.[/b]

Cały świat Otella to wojna i mężczyźni. Nie rezygnuje z niego, żeby sobie ułożyć spokojne życie z Desdemoną, tylko próbuje oba światy połączyć i to mu się nie udaje. Desdemona zaczyna mu przeszkadzać. Nie potrafi się zmienić. Drażni go również to, że młoda żona próbuje go rozbroić, w przenośni i dosłownie, a on nie może sobie na to pozwolić.

[b]Gajewski w „Glinie” ma podobne problemy.[/b]

Podobieństwa są dalekie, ale są. Życie zawodowe wyklucza życie rodzinne, co w serialu jest wyraźniej zarysowane. I nie dotyczy to tylko Gajewskiego. Ale już nie tylko mężczyźni, także coraz więcej kobiet ma dziś takie problemy. Wśród tak zwanych singli jest tyle samo pań co facetów. W innej kolejności, niż dotychczas to się działo, układają sobie życie. Najpierw chcą zdobywać, a dopiero później zwolnić. Czasami jest już za późno.

[b]Grał pan Birkuta, który po wielkim zaangażowaniu w budowę komunizmu buntuje się przeciwko niemu. Teraz w „Miłości na Krymie” występuje pan w roli twórcy tego systemu, czyli Lenina. Jest pan jak żywy Włodzimierz Iljicz. Gra pan z pamięci?[/b]

Aż tak stary, żeby go pamiętać, nie jestem, ale większa część mojego życia upłynęła z Leninem w tle. Pamiętam jego obrazy, pomniki, filmy dokumentalne i fabularne. Jestem ucharakteryzowany na klasycznego Lenina, gram typowe dla niego gesty — wyciągniętą rękę, gdy trzyma się za klapę marynarki lub ma czapkę w garści.

[b]Mówiono, że pilnuje czapki, żeby mu jej rewolucjoniści nie ukradli.[/b]

Złożyłem rolę ze szczegółów, którymi miałem zaśmieconą pamięć. Bardzo mnie rozśmieszyło, że dziś można jeszcze zarobić na Leninie. Już nie musimy przed nim padać na kolana.

[b]Są jednak tacy, którzy w odruchu poirytowania naszym kapitalizmem zaczynają przed nim znowu czapkować.[/b]

Nasz kapitalizm nie jest taki jak w XIX wieku.

[b]Ale pracownicy supermarketów nie są zachwyceni.[/b]

To przykre. W komunizmie też można było wykorzystywać ludzi pracy. Dlatego kojarzenie lewicowej wrażliwości z Leninem, czyli autorem zbrodni na masową skalę, uważam za całkowite nieporozumienie.

[b]Czy Gustaw Holoubek był ostatnim autorytetem dla środowiska aktorskiego?[/b]

[wyimek]Bardzo mnie rozśmieszyło, że dziś można jeszcze zarobić na Leninie[/wyimek]

Myślenie, że nie będzie już nigdy więcej innych, byłoby nazbyt pesymistyczne. Oczywiście po tak wielkiej postaci jak Holoubek zawsze pozostaje pustka. Był legendą nie tylko sceniczną, ale i życia towarzyskiego, politycznego. Konrada przed marcem 1968 roku nie przebije nic. Nie spotykałem się często z panem Gustawem, jednak na zawsze zapamiętam dwa sprzeczne uczucia, jakie miałem rozmawiając z nim — byłem absolutne pewien, że wsłuchuje się w to, co mówi rozmówca, a jednocześnie zachowuje dystans do siebie i rozmowy.

[b]Kto dziś jest autorytetem dla środowiska?[/b]

Dla mnie to są aktorzy oglądani na scenie w latach mojej młodości, na przykład Zbigniew Zapasiewicz.

[b]A odwiedza pan sublokatora Teatru Narodowego, czyli Marka Kondrata, w jego sklepie z winami?[/b]

Oczywiście, że tam bywam. To bardzo wygodne położenie. Podziwiam Marka, że rozkręcił taki interes i nauczył się wina. Czasami, jak się spotkamy, doradza, co jest nowego, opowiada. Ale ma też świetnych współpracowników.

[b]To musi niesamowicie wyglądać, jak kupuje pan wino od Marka Kondrata.[/b]

Czasami rozmawiamy również o teatrze. Marek mówi o sobie, że jest byłym aktorem. Jest w tym lekka kokieteria, bo drzemie w nim taki potencjał, że gdyby go coś zainteresowało, pewnie chętnie odłożyłby słowo „były” na półkę.

[b]Jaka rola jest teraz przed panem?[/b]

Zaczęliśmy próby z Tonią Grzegorzewską, przy udziale starych współpracowników jej ojca, Barbary Hanickiej i Stanisława Radwana. Napisała swoją wersję „Ifigenii”. To będzie jej debiut. Premiera jest przewidziana na listopad, zagram Agamemnona.

[i]Jerzy Radziwiłowicz w tym tygodniu w serialu kryminalnym „Glina” (TVP 1, piątek, godz. 22.10)[/i]

[ramka]

Jednego z najwybitniejszych polskich aktorów można obecnie oglądać w telewizyjnej Jedynce, gdzie gra w drugiej części serialu „Glina” tytułową postać komisarza Andrzeja Gajewskiego z wydziału zabójstw. W Teatrze Narodowym występuje od niedawna jako Otello w spektaklu Agnieszki Olsten, a także m.in. w „Miłości na Krymie” Jerzego Jarockiego i „Tartuffie” Jacques’a Lassalle’a. Z Narodowym związał się po blisko trzech dekadach występowania w krakowskim Starym Teatrze, gdzie grał w spektaklach Jarockiego – „Wiśniowym sadzie”, „Rewizorze”, „Mordzie w katedrze”, „Życie jest snem”, „Portrecie”, „Ślubie” i „Fauście”. Największą sławę zapewniła mu rola Birkuta, przodownika pracy, który buntuje się przeciwko systemowi i pada jego ofiarą w cyklu Andrzeja Wajdy „Człowiek z marmuru” – „Człowiek z żelaza”. U Wajdy zagrał również w „Nastazji Filipownej” oraz „Zbrodni i karze” w Starym. Teatralnym motywem, który połączył go z Warszawą, były występy w spektaklach Jerzego Grzegorzewskiego, najpierw w Starym, a potem w warszawskim Studio (Don Juan) i Narodowym. Właśnie tu zagrał główną rolę w pożegnalnym przedstawieniu wybitnego inscenizatora „On. Drugi powrót Odysa”, a wcześniej w „Morzu i zwierciadle”, „Nie-boskiej komedii” i „Halce Spinozie”.[/ramka]

[b]Rz: Czy marzył pan w dzieciństwie o tym, żeby ścigać przestępców?[/b]

[b]Jerzy Radziwiłowicz:[/b] Myślę, że każdy z nas przez to przeszedł, nawet nie znajdując się pod bezpośrednim wrażeniem policji, tylko kina lub komiksów, które zaczęły się pojawiać w czasie mojego dzieciństwa.

Pozostało 97% artykułu
Telewizja
Międzynarodowe jury oceni polskie seriale w pierwszym takim konkursie!
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Telewizja
Arya Stark może powrócić? Tajemniczy wpis George'a R.R. Martina
Telewizja
„Pełna powaga”. Wieloznaczny Teatr Telewizji o ukrywaniu tożsamości
Telewizja
Emmy 2024: „Szogun” bierze wszystko. Pobił rekord
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Telewizja
"Gra z cieniem" w TVP: Serial o feminizmie w dobie stalinizmu