Aż tak stary, żeby go pamiętać, nie jestem, ale większa część mojego życia upłynęła z Leninem w tle. Pamiętam jego obrazy, pomniki, filmy dokumentalne i fabularne. Jestem ucharakteryzowany na klasycznego Lenina, gram typowe dla niego gesty — wyciągniętą rękę, gdy trzyma się za klapę marynarki lub ma czapkę w garści.
[b]Mówiono, że pilnuje czapki, żeby mu jej rewolucjoniści nie ukradli.[/b]
Złożyłem rolę ze szczegółów, którymi miałem zaśmieconą pamięć. Bardzo mnie rozśmieszyło, że dziś można jeszcze zarobić na Leninie. Już nie musimy przed nim padać na kolana.
[b]Są jednak tacy, którzy w odruchu poirytowania naszym kapitalizmem zaczynają przed nim znowu czapkować.[/b]
Nasz kapitalizm nie jest taki jak w XIX wieku.
[b]Ale pracownicy supermarketów nie są zachwyceni.[/b]
To przykre. W komunizmie też można było wykorzystywać ludzi pracy. Dlatego kojarzenie lewicowej wrażliwości z Leninem, czyli autorem zbrodni na masową skalę, uważam za całkowite nieporozumienie.
[b]Czy Gustaw Holoubek był ostatnim autorytetem dla środowiska aktorskiego?[/b]
[wyimek]Bardzo mnie rozśmieszyło, że dziś można jeszcze zarobić na Leninie[/wyimek]
Myślenie, że nie będzie już nigdy więcej innych, byłoby nazbyt pesymistyczne. Oczywiście po tak wielkiej postaci jak Holoubek zawsze pozostaje pustka. Był legendą nie tylko sceniczną, ale i życia towarzyskiego, politycznego. Konrada przed marcem 1968 roku nie przebije nic. Nie spotykałem się często z panem Gustawem, jednak na zawsze zapamiętam dwa sprzeczne uczucia, jakie miałem rozmawiając z nim — byłem absolutne pewien, że wsłuchuje się w to, co mówi rozmówca, a jednocześnie zachowuje dystans do siebie i rozmowy.
[b]Kto dziś jest autorytetem dla środowiska?[/b]
Dla mnie to są aktorzy oglądani na scenie w latach mojej młodości, na przykład Zbigniew Zapasiewicz.
[b]A odwiedza pan sublokatora Teatru Narodowego, czyli Marka Kondrata, w jego sklepie z winami?[/b]
Oczywiście, że tam bywam. To bardzo wygodne położenie. Podziwiam Marka, że rozkręcił taki interes i nauczył się wina. Czasami, jak się spotkamy, doradza, co jest nowego, opowiada. Ale ma też świetnych współpracowników.
[b]To musi niesamowicie wyglądać, jak kupuje pan wino od Marka Kondrata.[/b]
Czasami rozmawiamy również o teatrze. Marek mówi o sobie, że jest byłym aktorem. Jest w tym lekka kokieteria, bo drzemie w nim taki potencjał, że gdyby go coś zainteresowało, pewnie chętnie odłożyłby słowo „były” na półkę.
[b]Jaka rola jest teraz przed panem?[/b]
Zaczęliśmy próby z Tonią Grzegorzewską, przy udziale starych współpracowników jej ojca, Barbary Hanickiej i Stanisława Radwana. Napisała swoją wersję „Ifigenii”. To będzie jej debiut. Premiera jest przewidziana na listopad, zagram Agamemnona.
[i]Jerzy Radziwiłowicz w tym tygodniu w serialu kryminalnym „Glina” (TVP 1, piątek, godz. 22.10)[/i]
[ramka]
Jednego z najwybitniejszych polskich aktorów można obecnie oglądać w telewizyjnej Jedynce, gdzie gra w drugiej części serialu „Glina” tytułową postać komisarza Andrzeja Gajewskiego z wydziału zabójstw. W Teatrze Narodowym występuje od niedawna jako Otello w spektaklu Agnieszki Olsten, a także m.in. w „Miłości na Krymie” Jerzego Jarockiego i „Tartuffie” Jacques’a Lassalle’a. Z Narodowym związał się po blisko trzech dekadach występowania w krakowskim Starym Teatrze, gdzie grał w spektaklach Jarockiego – „Wiśniowym sadzie”, „Rewizorze”, „Mordzie w katedrze”, „Życie jest snem”, „Portrecie”, „Ślubie” i „Fauście”. Największą sławę zapewniła mu rola Birkuta, przodownika pracy, który buntuje się przeciwko systemowi i pada jego ofiarą w cyklu Andrzeja Wajdy „Człowiek z marmuru” – „Człowiek z żelaza”. U Wajdy zagrał również w „Nastazji Filipownej” oraz „Zbrodni i karze” w Starym. Teatralnym motywem, który połączył go z Warszawą, były występy w spektaklach Jerzego Grzegorzewskiego, najpierw w Starym, a potem w warszawskim Studio (Don Juan) i Narodowym. Właśnie tu zagrał główną rolę w pożegnalnym przedstawieniu wybitnego inscenizatora „On. Drugi powrót Odysa”, a wcześniej w „Morzu i zwierciadle”, „Nie-boskiej komedii” i „Halce Spinozie”.[/ramka]