Radiem trzęsą straganiarze

Ze Zbigniewem Hołdysem rozmawia Jacek Cieślak

Publikacja: 05.03.2009 16:03

Zbigniew Hołdys

Zbigniew Hołdys

Foto: Rzeczpospolita, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

[b]Rz: Jak się udało namówić pana do udziału w programie „Hit generator”?[/b]

Zbigniew Hołdys: Moje warunki sprowadzały się do prostych zasad: nie może to być program, który niszczy artystów. Okazję konfrontacji z gwiazdami, za którymi stoją wielkie koncerny, mają mieć debiutanci. Ufam, że damy szansę artystom, a rynek się ożywi. Ważne dla mnie było również to, że „Hit generator” ma być realizowany na żywo. Trzeba wziąć gitarę do ręki, podłączyć się do prądu i grzmotnąć. Udawać nie można.

[b]Wielu się przestraszy.[/b]

Ale najdzielniejsi pozostaną na polu bitwy i będzie to bitwa szlachetna. Kieruję się troską o to, co dzieje się w polskiej muzyce. Jest dużo niezwykłych działań w undergroundzie, są Pustki, Muchy i inni, ale nie mogą się przedrzeć do mediów elektronicznych. Na antenie w kółko grasuje kilkunastu tych samych od dawna wykonawców, zanudzających słuchaczy na śmierć.

[b]Wspominał pan o programach, które niszczyły artystów. Idolami stali się jurorzy. Lansowali samych siebie, a nie wykonawców.[/b]

Powstało też wrażenie, że arogancja jest jedynym językiem, którym można się porozumiewać w show biznesie. A to nieprawda. Artystom, ludziom wrażliwym, należy pomagać.

[b]Program „Mam talent” w TVN mieszał muzyków z połykaczami ognia i brzuchomówcami.[/b]

Nie mam nic przeciwko temu i nie drażni mnie, kiedy jurorem jest cyrkowy clown. Każdy się na coś godzi. Ale muzyce to nie służy. Chamski komentarz wpędza tylko artystów w kompleksy. Część z nich zaczęła myśleć, że jak się nie podliżą nażelowanemu jurorowi, nie ruszą z miejsca. To spowodowało złamanie wielu osobowości, załamanie karier. Ambitni muzycy stali się cieciami grającymi pop, byle tylko się przesmyknąć na antenę.

[b]Czy zdarzyło się panu powiedzieć nażelowanym jurorom: „Chłopie, co ty robisz?”[/b]

Teraz nie mam takich okazji, ale kilka lat temu zwróciłem jednemu uwagę: „Niszczysz ludzi, miej tego świadomość”. Wojewódzki się speszył. Ale nasz program nie będzie miał żadnego antybohatera.

[b]„Hit generator” ma nawiązywać do słynnego „Top of the Pops”, gdzie występowali kiedyś Beatlesi.[/b]

To nasze pragnienie, choć dużo skromniej oceniamy nasze możliwości techniczne. „Top of the Pops” to było bajkowe miejsce z kilkoma scenami, gdzie grała Metallica, a zaraz potem brytyjski wykonawca folk. Teraz zastępuje go program „Later Live With Jools Holland”, który pokazuje wszystkie kolory muzyki.

[b]Dyrektorzy dużych stacji radiowych myślą inaczej i dyktują jak mają brzmieć piosenki emitowane na ich antenie, wtrącają się do produkcji.[/b]

Ale to nie są kreatywne radia, tylko wystawy sklepowe przedsiębiorstw handlowych. Ich biznesem jest sprzedaż czasu antenowego na reklamy. Jak się okaże, że cisza się lepiej sprzedaje niż muzyka – to będzie na antenie cicho. Ich muzyka jako forma sztuki nie interesuje, a jeśli tak – to na takiej zasadzie, jak właściciela straganu podczas odpustu. To wina Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która tak rozdzieliła koncesje, że wykluczyła z rynku kulturę. Zamiast niej, mamy coś w rodzaju medialnego Stadionu Dziesięciolecia i dwóch bud na placu Defilad do handlu batonami muzycznymi zawiniętymi w sreberka. Zabrakło miejsca dla artystów pokroju Ewy Demarczyk, jazzmanów.

[b]A polskie piosenki gra się nocą.[/b]

Każdy handluje jak potrafi. Ja też miałem sklep z gitarami i sprzedawałem chodliwe egzemplarze, a nie sprzedawałem fortepianów i harf. Tylko, że sklepom z instrumentami nie ogranicza się działalności procesem koncesyjnym. Jedne mogą sprzedawać gitary, inne fortepiany czy puzony. Orkiestry symfoniczne nie zginą. A stacje radiowe muszą mieć koncesję. Nikt ich nie sprawdza. Najczęściej grają komercyjną papkę.

[b]Lista sprzedaży płyt Olis pokazuje, że w Polsce najlepiej sprzedają się albumy wykonawców, których w Radiu Zet czy RMF nie ma.[/b]

Bo stacje komercyjne mogą wylansować Feel, Dodę, ale nie zrobią z nich artystów. Do wielu dyrektorów jeszcze to nie dotarło. Przypominają ludzi, którzy po obejrzeniu serialu „Doktor House” stwierdzą, że też mogą być dobrymi chirurgami. Powodzenia! Nie martwmy się. Komercyjne stacje na całym świecie ewoluują. Radio Zet w końcu obrzydzi młodym ludziom muzyczną szmirę. Będzie musiało zająć się muzyką ambitniejszą.

[b]Jakie były pana pierwsze usłyszane przeboje?[/b]

Słuchałem „Sorento” Robertina Lorettiego, takiego cudownego dzieciaka, który miał chyba 15 lat, jak ja miałem 9. Chwilę potem pojawił się Presley z „Return to Sender”, i, moim zdaniem, jeden z najpiękniejszych utworów w historii muzyki, „I'm Sorry” Brendy Lee. Ta piosenka nauczyła mnie emocjonalności. Ale wstrząs przyszedł wraz z Beatlesami i Rolling Stonesami. Pisma „Radar” i „Na przełaj” pisały o nich z szyderczym odcieniem, ale widząc ich zdjęcia poczułem, że to moja bajka. I pewnego wieczoru w audycji „Rewia piosenek” Lucjana Kydryńskiego usłyszałem koncertową wersję „She Loves You” z paryskiej Olimpii z wrzaskami i histerycznymi piskami dziewcząt. Spadłem z łóżka, dostałem gorączki, nie mogłem spać. Stałem się stałym bywalcem wytwórni płyt pocztówkowych Metro w pawilonach na Marszałkowskiej. Facet nasłuchiwał radia Luxembourg i nagrywał piosenki na magnetofon, rył rowki na plastiku naklejonym na widokówkę. Czasami muzyka na pocztówce zanikała albo wdzierał się głos z rosyjskiej stacji „Radiostanckaja Junost”, ale co tam. Miałem w kolekcji Beatlesów, Stonesów. Włączałem gramofon Bambino, wystawiałem głośniki na parapet i puszczałem na całe podwórko.

[b]A jaki był pana pierwszy przebój?[/b]

Kiedy miałem 16 lat, skomponowałem piosenkę „O Tobie, jesieni i jeszcze innych rzeczach” do tekstu Bogdana Olewicza, którą śpiewał zespół Portrety z Elizą Grochowiecką. Pamiętam, że pojechałem z kolegami do klubu Mechanik w Warszawie, gdzie dyskotekę prowadził Adam Halber. Puścił moją piosenkę, ludzie tańczyli i śpiewali. Podbiegłem do Halbera i krzyczę, że to ja skomponowałem. Usłyszałem, żebym spie… albo pokazał jakiś dowód tożsamości. Byłem tak zdeterminowany, że pożyczyłem pieniądze, wskoczyłem w taksówkę i pojechałem do domu po swój tymczasowy dowód. Wróciłem i pokazałem. Halber zdębiał i powiedział: „Słuchajcie, to jest autor przeboju”. To był mój pierwszy sukces. Chwilę później grałem z Marylą Rodowicz.

[b]A kiedy poczuł pan siłę tantiem?[/b]

Kiedy został rozwiązany Perfect. ZAiKS rozliczał wtedy piosenki na podstawie dokumentów, których przepływ trwał dwa lata. Gdy zespół przestawał istnieć – rozliczono dopiero pierwszy rok naszej działalności, m.in. płytę sprzedaną w milionie egzemplarzy. I doznałem szoku, bo w kilka tygodni zostałem milionerem. Myślałem, że to awaria w księgowości. A awaria się dopiero zaczęła, bo w tym czasie obowiązywał podatek wyrównawczy, który sięgał 90 procent dochodów.

Milion można było mieć na koncie, ale wydać tylko 80 tysięcy. A ja już ze swoimi pieniędzmi zaszalałem. I w następnym roku miałem do zapłacenia kilkaset tysięcy podatku wyrównawczego. Nie miałem tyle. Wtedy dostałem kolejny milion, który poszedł na podatki. Ale liczyło się, że znowu wydałem pieniądze i tak wpadłem w spiralę podatkową. Nie wytrzymałem i napisałem do ministra finansów, co myślę. Zaczęli mi rozkładać na raty i przeżyłem.

[b]Komponując piosenki czuł pan, że to będą przeboje?[/b]

Tak. Z „Nie płacz Ewka” miałem zgryz innego rodzaju. Wiedziałem, że to piękna melodia, ale wtedy ballady w ogóle nie były grane. Kiedy mieliśmy sesję nagraniową, w ostatnich dwóch godzinach zaryzykowałem rejestrację „Ewki”. Kilka dni później Andrzej Turski, ówczesny szef audycji „Radiokurier” i skądinąd gitarzysta, zrobił z niej przebój w ciągu tygodnia. Tak się zaczął Perfect.

[b]A „Autobiografia”?[/b]

Piotr Kaczkowski podjął gigantyczne ryzyko puszczając ten utwór bez cenzury. To było w dniu, kiedy dowiedziałem się, że SB szuka śladów po mnie w różnych instytucjach kulturalnych. Wyglądało na to, że coś poważnego się stanie i nie miałem nic do stracenia. „Autobiografia” była już nagrana i trzeba było tylko wypuścić ją w eter. Pojechałem więc do Piotra na Myśliwiecką. Kiedy usłyszał, co się dzieje, dał mi klucze do swojego domu, gdzie przechowywał taśmę z piosenką. Od razu ją zagrał, wtedy zadzwonił do studia jego przełożony Sławomir Zieliński i zakomunikował mu, że jest zawieszony. Niedługo potem zbiegł do nas Marek Niedźwiecki spytać, co to za utwór Perfectu, który wskoczył na siedemnaste miejsce jego listy przebojów. Po tygodniu „Autobiografia” była na pierwszym miejscu i tak chyba przez 9 notowań. Teraz też w „Hit generatorze” pokażemy, że Polacy potrzebują muzyki z prądem, który pobudza do myślenia. Taką mam nadzieję.

[ramka]Zbigniew Hołdys

Należy do najbardziej wpływowych postaci polskiego życia muzycznego. Największą popularność przyniosła mu działalność na czele Perfectu, kiedy skomponował takie nieśmiertelne przeboje, jak „Nie płacz Ewka”, „Autobiografia”, „Nieme kino”, „Niewiele ci mogę dać”, „Chcemy być sobą”. Działalność koncertowa i fonograficzna grupy z Hołdysem w składzie trwała ledwie dwa lata, ale to wystarczyło, by powstała legenda. W 1983 roku kierował supersesją nagraniową „I Ching” z udziałem muzyków TSA, Krzaka, Martyny Jakubowicz, podczas której narodził się zespół Morawski Waglewski Nowicki Hołdys. W 1989 był szefem kampanii wyborczej warszawskiej „Solidarności”. Przez wiele lat prowadził sklep muzyczny. Przerwał muzyczną ciszę, by nagrać album „holdys.com” i piosenkę „Stalker”. Dla telewizji tworzył program „Hołdys Guru”. Pisze sztuki i scenariusze. Ma 57 lat.[/ramka]

[i]Hit generator

15.55 | TVP Polonia | piątek

21.15 | TVP 2 | sobota

21.00 | TVP Polonia | niedziela

15.35 | TVP 2 | wtorek[/i]

Telewizja
Międzynarodowe jury oceni polskie seriale w pierwszym takim konkursie!
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Telewizja
Arya Stark może powrócić? Tajemniczy wpis George'a R.R. Martina
Telewizja
„Pełna powaga”. Wieloznaczny Teatr Telewizji o ukrywaniu tożsamości
Telewizja
Emmy 2024: „Szogun” bierze wszystko. Pobił rekord
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Telewizja
"Gra z cieniem" w TVP: Serial o feminizmie w dobie stalinizmu