Niemen pozostanie niedościgniony

Ze Stanisławem Soyką rozmawia Jacek Cieślak

Publikacja: 20.08.2009 07:46

Niemen pozostanie niedościgniony

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

[b]Rz: Będzie pan gościem koncertu Sopot Festival poświęconego pamięci Czesława Niemena. Kiedy panowie spotkali się pierwszy raz?[/b]

W 1979 r. Jurek Bogdanowicz i Jan Ptaszyn Wróblewski zaprosili mnie do udziału w koncercie produkowanym przez nich dla West Deutsche Rundfunk w Kolonii poświęconym Czesławowi, który był w Niemczech wielką gwiazdą. W pierwszej części występowali artyści śpiewający jego kompozycje m.in. Ewa Bem i Andrzej Zaucha. Ja wykonywałem „Jednego serca” i „Sen o Warszawie”. W finale grał Niemen. Wówczas się chyba nie spotkaliśmy, ale z pewnością mnie słyszał. W Opolu w 1981 r. podczas festiwalu przytulił mnie po ojcowsku i powiedział: „Dobrze, dobrze, dobrze”. To był piękny moment. Poczułem jego życzliwość i wsparcie. Poważniejsza okazja do rozmowy pojawiła się podczas pracy nad koncertem „Tolerancja” w 1991 r., który współtworzyłem. Z reżyserem Jarkiem Orłowskim pojechaliśmy do Czesława poprosić go o występ. A wówczas grywał już rzadko. Pamiętam, że jak przyszliśmy, zostaliśmy miło przyjęci, ale zanim doszliśmy do sedna sprawy, dyskutowaliśmy o różnych zagadnieniach, m.in. o samowystarczalności przedwojennych gospodarstw rolnych.

[b]Interesował się tym?[/b]

Wydaje mi się, że był człowiekiem zaangażowanym społecznie, typem świadomego obywatela, który przejmuje się kondycją państwa. Kiedy przedstawiliśmy scenariusz koncertu, Czesław powiedział: „Chłopaki, jak śpiewam – to ziewam! Ale nie mówię nie”.

[b]Był zniechęcony czy kokietował?[/b]

Ani to, ani to. Czesław zawsze dawał dowody artystycznej konsekwencji. Kiedy występował – na scenie stawiał ten swój ołtarz złożony z elektronicznych instrumentów i urządzeń, który wymagał asysty kilku ludzi. Jego koncerty były niepowtarzalne, ale organizatorzy w Polsce nie rozumieli, że Czesław jest najdroższym aktem. Marudzili. Niemen nie lubił takich sytuacji, wolał ich unikać. Będąc profesjonalistą – wymagał profesjonalizmu od innych. Nie chciał się targować jak na jarmarku o każdy szczegół produkcji. A to był czas fuszerowania i cwaniactwa. Tak mi się zdaje.

[b]Jak pan ostatecznie przekonał Niemena do udziału w koncercie?[/b]

Podpalono w Piastowie ośrodek dla nosicieli wirusa HIV, gdzie mieszkali podopieczni świętej pamięci Marka Kotańskiego. Zapanował wokół nich społeczny ostracyzm i wrogość. Czuliśmy, że to wynika z nieświadomości, czym jest zjawisko AIDS. Wraz z księdzem Arkiem Nowakiem, Krystyną Sienkiewicz, ówczesną wiceminister zdrowia, Jarkiem Orłowskim i przyjaciółmi postanowiliśmy zorganizować koncert, który nie tylko zgromadzi środki dla chorych, ale także wzbudzi refleksję na temat nietolerancji. Czesławowi ta idea wydała się ważna i powiedział, że zaśpiewa. Zaproszenie przyjął również Krzysztof Penderecki z chórem, Marek Grechuta i Maanam. Ja wykonałem po raz pierwszy „Tolerancję”.

[b]Rozmawialiście panowie o tym, co zaśpiewa?[/b]

Zdecydował o tym w ostatniej chwili. A kiedy usłyszałem „Moją ojczyznę”, powiedziałem sobie: chcę to śpiewać. Zapytałem, czy mogę. Odpowiedział pytaniem: ale jak? A cappella, wypaliłem. Świetnie, odparł. Śpiewaj!, zachęcał. Nagrałem „Moją ojczyznę” na albumie „Neopositive” i pomyślałem, żeby wydać całą płytę z piosenkami Czesława. Pobłogosławił mnie, powiedział, że mój pomysł go ucieszył. Zaczęliśmy spotykać się częściej, rozmawiać. Chciałem go bliżej poznać i jego nagrania. Przedstawiał mi parę rzeczy unikalnych jak „Czy mnie jeszcze pamiętasz?” w wykonaniu Marleny Dietrich. Będąc w Warszawie, usłyszała tę piosenkę, zachwyciła się nią i dotarła przez swoich ludzi do Czesława, który zgodził się na wersję z niemieckim tekstem o matce. Dietrich zaśpiewała ją swoim niepowtarzalnym głosem art déco i umieściła na płycie, która cieszyła się dużym powodzeniem.

[b]Jakie rarytasy przedstawił panu jeszcze Niemen?[/b]

Bardzo ciekawe nagrania z Faridą z okresu włoskiego. Taśmy z pobytu w Ameryce, kiedy przymierzali go do Blood Sweat and Tears. Genialne!

[b]Co mówił o swojej amerykańskiej karierze?[/b]

Mieliśmy bardzo podobne spostrzeżenia, bo byłem po mojej przygodzie z RCA. Wiedziałem, że na niektóre ekskluzywne zaproszenia nie ma co odpowiadać, jeśli kłócą się z autorską wizją muzyki.

[b]Pana RCA chciało przerobić na Ricka Astleya, a jakie plany miało CBS wobec Niemena?[/b]

Mówiło się, że miał zastąpić Davida Claytona-Thomasa w Blood Sweat and Tears. Naprawdę jest różnica pomiędzy naszym, europejskim rozumieniem roli artysty i amerykańskim. W Europie docenia się oryginalność, walor autorski, a za oceanem trzeba się skomercjalizować, zamerykanizować. Tymczasem Niemen nie chciał się rozmieniać na drobne. Jadąc do Ameryki nie był młodzikiem, tylko dojrzałym, świadomym swojej wartości artystą z dużymi osiągnięciami. Artystą największego kalibru. Monumentalnym. Gdy rozkładał na scenie ramiona, emanował wielką siłą, która przyciągała tłumy. Kiedy śpiewał w paryskiej Olimpii, publiczność rozgrzewał dla niego młodziutki Stevie Wonder. Po występie na festiwalu JazzYatra od razu miał ponowne zaproszenie do Indii. Wszędzie robił wielkie wrażenie. Puszczał mi też znakomity moskiewski koncert ze stadionu na Łużnikach. Stonesowski czad. Grał dla 70 tysięcy ludzi cztery wieczory z rzędu.

[b]Co było największym osiągnięciem Niemena?[/b]

Stworzył własny muzyczny styl. Był w nim folklor, klasyka, jazz, rock. Kiedy słucham jego nagrań, coraz bardziej mnie onieśmiela. Poraża swoją wielkością. Czuję, że nic lepszego nie da się zrobić. Na zawsze pozostanie niedościgniony. Nigdy nie było i nie będzie takiego wokalisty jak on. Dlatego pomimo upływu lat na moją niemenowską płytę mam gotowych dopiero pięć utworów. Ale myślę, że złapałem już odpowiednią nutę.

[b]Długo pan pracuje nad albumem. Jak pan Czesław, który był muzycznym perfekcjonistą.[/b]

Rozumiem go coraz bardziej. Swoją najnowszą płytę piłowałem dwa lata. W sprawie premiery niemenowskich kompozycji nie wyznaczam sobie terminu premiery. Ukażą się, jak będą dobre.

[b]A rozmawiał pan z nim o grodzieńszczyźnie, skąd pochodził?[/b]

Wspominał o rzece Świsłoczy, nad którą się wychował. Na pewno łączyło nas wiejskie doświadczenie. Obaj spędziliśmy dzieciństwo na wsi. Pochodziliśmy ze środowiska, które gdy chciało mieć muzykę – musiało śpiewać. I śpiewali wszyscy. Kiedy dojrzewa się w takiej atmosferze – z muzyką jest się za pan brat. A jeśli jeszcze Pan Bóg nie pożałuje talentu – rodzi się taki artysta jak Czesław.

[b]Co mówił o Norwidzie?[/b]

Cytował go nawet w zwykłej rozmowie. Wyczuwało się, że był z poetą mocno zaprzyjaźniony. Rozjaśnił mojemu pokoleniu twórczość, która nie jest łatwa w odbiorze. Szkoła by nam nie przybliżyła „Bema pamięci żałobnego rapsodu”. Ktoś mi opowiadał, że kiedy wychodził ten album i zapowiedziano sprzedaż w Domach Centrum – już tydzień wcześniej zawiązano komitet kolejkowy. 60 tysięcy płyt sprzedano jednego dnia.

[b]A mimo to miał poczucie, że jego dorobek ogranicza się bezpodstawnie do kilku przebojów z lat 60.[/b]

Prawda. Był czas, kiedy go to frustrowało. Ale kiedy się spotykaliśmy, miał już chyba ten problem opanowany. Uznał, że nie ma co walczyć z medialnym potworem. Nasuwa mi się nieskromne porównanie: czasami też mam wrażenie, że napisałem tylko „Tolerancję”. Kiedy zaprasza mnie telewizja, chcą, żebym śpiewał tylko tę piosenkę. To ja dziękuję – nie występuję. Dlaczego? – pytają. Tyle razy to wykonywałem. Faktem jest, że Czesław napisał kilka genialnych pieśni, które nie pasowały do radia, bo były zbyt długie. Chociaż przypominam sobie, że RMF FM na 60. urodziny Niemena wyemitowało cały „Bema pamięci rapsod żałobny”. Pamiętam, że siedzieliśmy na wsi, jak za Konopnickiej, i słuchaliśmy. Ale to był oczywiście świąteczny wyjątek.

[b]Czy przeżywał swoją chorobę?[/b]

Nigdy nie wiedziałem, że jest chory. To był człowiek twardy, zdyscyplinowany wewnętrznie. Dobry, ale surowy. Wobec siebie i wobec innych. Podobno poczuł, że zamieszkał w nim obcy, jak się wyraził, kiedy miał 40 lat. Tak opowiadała mi Małgosia Niemen.

[b]Pan znowu występuje z Januszem „Yaniną” Iwańskim.[/b]

Zagraliśmy razem na moim jubileuszu. Byliśmy w dobrym nastroju. Wszystkie żale, jakie mogliśmy mieć do siebie, poznikały. I niepokój towarzyszący ewentualnemu powrotowi, czy będzie tak dobrze jak kiedyś. Przecież nie graliśmy w duecie 16 lat. Przez tak długi czas wszystko, co nieważne, musi się utlenić. Pozostaje sama esencja. Nie bez znaczenia był występ w „Wideotece dorosłego człowieka” u Marysi Szabłowskiej i Krzysztofa Szewczyka, gdzie pojawiłem się jako gość niespodzianka. Wszyscy byli zdziwieni, że tak dobrze nam poszło. Pojawiły się inne zaproszenia, w tym na festiwal Polregio do Kolonii.

[b]A co z pana płytą?[/b]

Jest gotowa. Podpisałem już nowy kontrakt – z Universalem. Premiera planowana jest na początek października.

[b]Jaki będzie ten album?[/b]

Muszę wspomnieć o tym, że 5 maja odszedł Michał Zduniak – mój przyjaciel i perkusista wielkiego kalibru, z którym stworzyliśmy Studio Wąchock, gdzie powstały nowe nagrania. Dlatego płyta nazywa się „Studio Wąchock” i jest dedykowana Michałowi. Cały czas nam go brakuje. Razem stworzyliśmy formułę brzmieniową opartą na trzech perkusjach. Bez niego nie da się jej kontynuować. Był sercem tego założenia. To, co osiągnęliśmy, będzie można usłyszeć już tylko na płycie. Po odejściu Michała zespół się zmienił. Mamy nowego świetnego kontrabasistę Marcina Lamcha – wychowanka Yaniny, również kompozytora. A na nowej płycie gram rhythm and bluesa, soul, folk i postjazz. Jest parę bardzo dobrych piosenek. Śpiewam do dwóch wierszy Miłosza – „Który skrzywdziłeś człowieka prostego” i „Stary człowiek ogląda tv”. W tym drugim gram na skrzypcach. Kompozycję do wiersza „Czułość” Zbigniewa Herberta skomponował Grzesio Turnau. Poznaliśmy się przy okazji duetu Soplicowo, a teraz coraz częściej, z coraz większą radością razem występujemy. Album będzie też zawierał dwie nigdy wcześniej niewydane piosenki z 1984 r. oraz „Pay Attention” w kompletnie zmienionej wersji.

[ramka][b]Stanisław Soyka[/b]

Jest jednym z najbardziej wszechstronnych i popularnych polskich muzyków. Swoją muzykalność rozwijał pod okiem dziadka, który był kościelnym organistą, a także w gliwickim chórze katedralnym. W katowickiej Akademii Muzycznej zrezygnował z kariery klasycznego skrzypka i zdecydował się na jazz. Zadebiutował w Filharmonii Narodowej w Warszawie jako dziewiętnastoletni jazzman i tam nagrał swoją pierwszą solową płytę. W połowie lat 80. podpisał kontrakt z koncernem RCA i wydał płytę na Zachodzie z przebojem „Love Is Crazy”. Po powrocie do Polski stworzył z Januszem Yaniną Iwańskim duet Soyka-Yanina, który przez kilka lat dominował na krajowej scenie muzycznej. Nagrał tak bestselerowe płyty jak „Acoustic”, „Neopositive” i „Radical Graża”.

Po rozstaniu z Yaniną, poświęcił się nagraniu albumów z sonetami Szekspira – w polskiej i oryginalnej wersji językowej. Jego wielkim sukcesem artystycznym była płyta „Tryptyk rzymski”, na której zinterpretował poemat Karola Wojtyły.

Stanisław Soyka będzie gościem niedzielnego koncertu Sopot Festival poświęconego Czesławowi Niemenowi. Ma 50 lat, urodził się w Żorach na Śląsku.[/ramka]

[b]Rz: Będzie pan gościem koncertu Sopot Festival poświęconego pamięci Czesława Niemena. Kiedy panowie spotkali się pierwszy raz?[/b]

W 1979 r. Jurek Bogdanowicz i Jan Ptaszyn Wróblewski zaprosili mnie do udziału w koncercie produkowanym przez nich dla West Deutsche Rundfunk w Kolonii poświęconym Czesławowi, który był w Niemczech wielką gwiazdą. W pierwszej części występowali artyści śpiewający jego kompozycje m.in. Ewa Bem i Andrzej Zaucha. Ja wykonywałem „Jednego serca” i „Sen o Warszawie”. W finale grał Niemen. Wówczas się chyba nie spotkaliśmy, ale z pewnością mnie słyszał. W Opolu w 1981 r. podczas festiwalu przytulił mnie po ojcowsku i powiedział: „Dobrze, dobrze, dobrze”. To był piękny moment. Poczułem jego życzliwość i wsparcie. Poważniejsza okazja do rozmowy pojawiła się podczas pracy nad koncertem „Tolerancja” w 1991 r., który współtworzyłem. Z reżyserem Jarkiem Orłowskim pojechaliśmy do Czesława poprosić go o występ. A wówczas grywał już rzadko. Pamiętam, że jak przyszliśmy, zostaliśmy miło przyjęci, ale zanim doszliśmy do sedna sprawy, dyskutowaliśmy o różnych zagadnieniach, m.in. o samowystarczalności przedwojennych gospodarstw rolnych.

Pozostało 89% artykułu
Telewizja
Międzynarodowe jury oceni polskie seriale w pierwszym takim konkursie!
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Telewizja
Arya Stark może powrócić? Tajemniczy wpis George'a R.R. Martina
Telewizja
„Pełna powaga”. Wieloznaczny Teatr Telewizji o ukrywaniu tożsamości
Telewizja
Emmy 2024: „Szogun” bierze wszystko. Pobił rekord
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Telewizja
"Gra z cieniem" w TVP: Serial o feminizmie w dobie stalinizmu