[b]Rz: Będzie pan gościem koncertu Sopot Festival poświęconego pamięci Czesława Niemena. Kiedy panowie spotkali się pierwszy raz?[/b]
W 1979 r. Jurek Bogdanowicz i Jan Ptaszyn Wróblewski zaprosili mnie do udziału w koncercie produkowanym przez nich dla West Deutsche Rundfunk w Kolonii poświęconym Czesławowi, który był w Niemczech wielką gwiazdą. W pierwszej części występowali artyści śpiewający jego kompozycje m.in. Ewa Bem i Andrzej Zaucha. Ja wykonywałem „Jednego serca” i „Sen o Warszawie”. W finale grał Niemen. Wówczas się chyba nie spotkaliśmy, ale z pewnością mnie słyszał. W Opolu w 1981 r. podczas festiwalu przytulił mnie po ojcowsku i powiedział: „Dobrze, dobrze, dobrze”. To był piękny moment. Poczułem jego życzliwość i wsparcie. Poważniejsza okazja do rozmowy pojawiła się podczas pracy nad koncertem „Tolerancja” w 1991 r., który współtworzyłem. Z reżyserem Jarkiem Orłowskim pojechaliśmy do Czesława poprosić go o występ. A wówczas grywał już rzadko. Pamiętam, że jak przyszliśmy, zostaliśmy miło przyjęci, ale zanim doszliśmy do sedna sprawy, dyskutowaliśmy o różnych zagadnieniach, m.in. o samowystarczalności przedwojennych gospodarstw rolnych.
[b]Interesował się tym?[/b]
Wydaje mi się, że był człowiekiem zaangażowanym społecznie, typem świadomego obywatela, który przejmuje się kondycją państwa. Kiedy przedstawiliśmy scenariusz koncertu, Czesław powiedział: „Chłopaki, jak śpiewam – to ziewam! Ale nie mówię nie”.
[b]Był zniechęcony czy kokietował?[/b]