Widząc zaś, że jedno jest z Marsa, drugie z Wenus – wygnał ich z ciemnogrodu, by mogli znaleźć swoje drugie połówki, na kształt swój i swoje podobieństwo. Tak narodziła się równość. Będę jeszcze pracował nad nowym katechizmem, bo bajeczka o homoseksualnych pingwinach, którą ktoś mądry inaczej postanowił wypromować w przedszkolach, to stanowczo za mało.
Kiedyś dzieci uczyły się na pamięć wierszyka: „Do biedronki przyszedł żuk, w okieneczko puk, puk, puk...”, dzisiaj ich wrażliwość kształtuje Biedroń, Robert Biedroń – „długoletni działacz praw człowieka”, jak pisze o sobie w blogu. I nagle „puk, puk, puk” nabiera innego znaczenia. Jedynie słuszna mniejszość nie kryje, że książeczka o dwóch nielotach płci męskiej, które znalazły jajo i wychowały jak swoje, jest ledwie zaczynem obyczajowej rewolucji.
Do boju, czas usunąć kłody, które większość rzuca mniejszości pod nogi. Że nie ma żadnych szykan? A jak potem taki pingwinek ma wypełnić najprostszy formularz, jeśli jego wrażliwość bombarduje się pytaniem o nazwisko panieńskie matki?
Problem w tym, że z przedszkola dzieci wędrują do szkoły, a tam czeka już na nie lista lektur, które wepchną je z powrotem do ciemnogrodu. Na szczęście młodzież woli streszczenia. Trzeba je więc delikatnie przerobić.
Taki Fredro. Przecież „Śluby panieńskie” to nic innego, jak historia dwóch lesbijek, które mężczyznom mówią „nie”, ale ulegają presji społecznej i pozostają nieszczęśliwe. „Zemsta”, wiadomo, Cześnik z Rejentem, kto się czubi, ten się lubi. „Kordian” Słowackiego – zazdrosny kochanek rzuca się na partnera z bagnetem, a tamten mu wybacza.