Wcześniej czy później Hollywood musiało się upomnieć o takiego przystojniaka jak Bana. Wysoki, świetnie zbudowany, na dodatek inteligentny i z nadzwyczajnym poczuciem humoru. Trudno się dziwić, że internetowe fora pękają w szwach od zachwytów i miłosnych wyznań fanek. Niestety, australijski Adonis jest już zajęty: od 12 lat wiedzie przykładne życie u boku żony Rebecki, z którą ma dwójkę dzieci.
Na hollywoodzki debiut Bana (41 l.) czekał jednak dosyć długo – do 2002 roku i wojennego „Helikoptera w ogniu” w reżyserii Ridleya Scotta, ze zdjęciami polskiego operatora Sławomira Idziaka. Ale od tamtego momentu wszystko potoczyło się już błyskawicznie: główne role w „Hulku” (2003) Anga Lee i „Monachium” (2005) Stevena Spielberga, po drodze – szlachetny Hektor w kostiumowej superprodukcji „Troja” (2004), a ostatnio – impulsywny władca Henryk VIII w „Kochanicach króla” (2008) i międzygalaktyczny rozbójnik Nero w filmowym prequelu popularnej serii „Star Trek” (2009).
Bana dołączył do grona utalentowanych Australijczyków, którym w Hollywood udało się stworzyć naprawdę silne lobby. Na razie jednak aktor nie planuje przeprowadzki do Ameryki. Chociaż sporo czasu spędza na planach filmowych, gdzie zwykle towarzyszy mu rodzina, odpoczywać lubi u siebie – w Australii.
Eric Bana, właściwie: Banadinovich, urodził się 9 sierpnia 1968 r. i wychowywał na przedmieściach Melbourne, w skromnej robotniczej dzielnicy w pobliżu lotniska. Ma europejskie korzenie, do których chętnie i z dumą się przyznaje. Ojciec pochodzi z Chorwacji, matka jest Niemką. Gwiazdor sam też mówi trochę po niemiecku, co – jak twierdzi – wywołuje salwy śmiechu, gdy słuchaczami są Niemcy. – Gdybym wcześniej się zorientował, nie próbowałbym robić kariery jako komik w Australii, tylko wyjechałbym do Niemiec – żartuje.
W szkole nie był prymusem, za to od najmłodszych lat pasjonowały go samochody i motocykle. Chciał rzucić naukę i zostać mechanikiem albo kierowcą rajdowym. Dał się jednak przekonać ojcu, który radził nie zaniedbywać edukacji i nie mieszać hobby z pracą. Uczył się więc dalej, a w wolnym czasie dłubał przy swoim pierwszym aucie – Fordzie Falconie XB Coupe, którego kupił za tysiąc dolarów, gdy miał 15 lat. Żeby zdobyć pieniądze na remont tego cacka, pracował m.in. w myjni samochodowej i supermarkecie.