Kiedy szefowie hollywoodzkich studiów zobaczyli, jak zawrotny sukces odniosła adaptacja Tolkienowskiej trylogii „Władca pierścieni”, zaczęli przeczesywać rynek literatury fantasy w poszukiwaniu podobnych opowieści. Tak trafili na sagę „Dziedzictwo” autorstwa 15-letniego Christophera Paoliniego. Powieść długo utrzymywała się na szczycie list bestsellerów dla młodzieży. Jej ekranizacja gwarantowała więc frekwencyjny sukces. A jednak „Eragon” nie rozpalił wyobraźni nastolatków, mimo dobrej koniunktury na filmy o magii i różnej maści baśniowych stworach.
Akcja rozgrywa się w mitycznej krainie o wdzięcznej nazwie Alagaesia. Jej mieszkaniec, 16-letni Eragon znajduje smocze jajo, z którego wykluwa się sympatyczna smoczyca Saphira. Wygląda na to, że spełnia się przepowiednia o powrocie epoki Smoczych Jeźdźców, którzy dbali o prawo i porządek, zanim Alagaesii nie podporządkował sobie zły król Galbatoriks. Eragon stanie do walki z władcą, ale najpierw będzie musiał pokonać jego pomocnika, czarownika Durzę. Wspierać go będzie Brom, Smoczy Jeździec na emeryturze.
W „Eragonie” są motywy zaczerpnięte nie tylko z Tolkiena, ale także z „Gwiezdnych wojen” George’a Lucasa i rycerskich romansów. Niestety, reżyserowi Stefenowi Fangmeierowi – wcześniej fachowcowi od efektów specjalnych – zabrakło wizji, jak to wszystko połączyć w spójną i emocjonującą fabułę.
Film posiada jeden mocny atut – postać Saphiry. Tak ślicznego smoka nie było jeszcze w historii kina. Smoczyca ma wiele cech królewskich. W tym celu realizatorzy badali wygląd lwów i sposób ich poruszania się. Podpatrywali również małe wilki i antylopy, by Saphira po wykluciu się z jaja nie przypominała oślizgłego gada, ale bezbronne zwierzątko budzące sympatię.
„Trzeba było rozstrzygnąć tysiące wątpliwości – jak ma wyglądać, jak będzie się poruszać, jak latać, a jak okazywać uczucia” – mówił Michael McAlister, nadzorujący stworzenie smoczycy.