Gospodarzem i zarazem kierownikiem filmoteki powiatowej, jest Artur Andrus. Wybiera i komentuje archiwalne materiały, które - jak wyjaśnia - w latach 70. można było znaleźć na zapleczu każdego prowincjonalnego domu kultury.

- Chcę sięgać do filmów nie tylko, żeby się pośmiać, ale także powzruszać, a może czasem nawet przestraszyć - mówi Andrus.

I na początek, w odcinku „Dobre imię sklepu" pokazuje instruktażowy film szkoleniowy dla pracowników handlu zrealizowany w 1973 roku. To prawdziwa perła. Autorzy tego arcydzieła przyglądają się zachowaniom klientów i przeprowadzają ich typologię. Dowiadujemy się, że są: „klienci rozmowni, którzy potrafią zwrócić na siebie uwagę, podzielić się wątpliwościami lub radością z nabywanego sprawunku; milczący - lubiący żeby zostawić im czas do namysłu na podjęcie decyzji, nerwowi - uważający towar za nieodpowiedni, obsługę za zbyt powolną". I ostrzegają sprzedawców: „Ta nerwowość może się udzielić pozostałym osobom". Są też klienci niezdecydowani nie potrafiący dokonać wyboru z powodu zbyt szerokiego asortymentu towarów (!). Na zilustrowanie tej tezy pokazana jest pani przy ladzie, za którą wije się ogonek zniecierpliwionych ludzi. Pani wkłada i zdejmuje kolejne okulary - bardzo zresztą egzotycznie wyglądające... Najwięcej kłopotów sprawiać mieli jednak klienci nieufni: „nie wierzą sprzedawcy ani producentom, ani własnemu doświadczeniu" - boleją autorzy filmu i prezentują faceta wybierającego elektryczną maszynkę do golenia przez przykładanie jej do swego zarostu. Kapitalne. I trzeba dodać, że mimo tych złowróżbnych ocen klientów, sprzedawcom zaleca się uzbrojenie w cechy, które zasadniej byłoby przypisać aniołom: życzliwość, takt, uprzejmość, dyskrecję w okazywaniu zainteresowania, troskliwość o potrzeby klientów, inicjatywę w kontaktach z nimi, szybką orientację w rozwiązywaniu różnych sytuacji, jakie stwarzają kontakty z klientami, łatwość wypowiadania się, jednakową uwagę dla wszystkich petentów, uczciwość, lojalność. Do tego ekspedient winien umieć opanować zmęczenie i zły nastrój. Naprawdę dużo jak na człowieka.

Na osobne omówienie zasługują służbowe ubrania sprzedawców. Dominowały w tym czasie siermiężne niebieskie stilonowe fartuchy, ale trafiały się też rude, albo ozdobione białymi kołnierzykami. Starsi mogą sobie przypomnieć, a młodzi dowiedzieć się, jak dawniej wyglądały sklepy, w których kupowało się płyty: czarne krążki podawała ekspedientka, a co stoi na półkach należało zgadywać, bo widać było tylko grzbiety opakowań. Widzowie zobaczą także sklep ze sprzętem AGD, w którym lodówki marki Polar były krzykiem mody; sklep sportowy ze sprzętem przypominającym dziś muzealny. Rakiety do kometki wyglądały jak te do tenisa, piłki plażowe miały pasy w ponurych kolorach. Pośród tych wszystkich reliktów przeszłości jest jednak coś, co dziś zwie się produktem ekologicznym, znaczy wartościowym. To papierowa torba, do której pakowane były produkty zakupione w MHD, czyli Miejskim Domu Handlowym. Są też elementy sf - sklepy pełne towarów i pojedynczy klienci, którzy mogli w nich wybierać i przebierać, ile dusza zapragnie.

W kolejnych odcinkach emitowanych w sobotnie popołudnia: „Chłop potęgą jest i basta", „Czym skorupka za młodu nasiąknie...", „Samochód też człowiek".