Jest aktorem, mogącym się poszczycić wieloma wybitnymi rolami w znaczących filmach, ale w dorobku ma też występy w żenujących gniotach.
Jest najbardziej znany z ról szaleńców i dziwaków, ale prywatnie jest eleganckim panem, prowadzącym spokojne życie. To człowiek wielu sprzeczności, które nie tylko nic mu nie ujmują, ale powodują wręcz, że niejeden kinoman chciałby być jak John Malkovich.
Aż trudno uwierzyć w to, że taki aktor jak John Malkovich, obecny na srebrnym ekranie od ponad trzydziestu lat i mający na koncie ponad siedemdziesiąt filmów, który współpracował z najlepszymi reżyserami, jak Bernardo Bertolucci, Stephen Frears, Clint Eastwood, Wim Wenders, Volker Schlöndorff, tworząc wiele niezapomnianych ról, jak np. Valmonta w „Niebezpiecznych związkach" z 1988 roku, czy ostatnio prof. Luriego w „Hańbie" według powieści Coetzeego, nie otrzymał dotychczas żadnej z prestiżowych nagród przyznawanych za role kinowe. Jurorzy, decydujący o przyznawaniu Oscarów, Globów, Palm, Niedźwiedzi i innych statuetek, konsekwentnie go ignorują, i to zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Europie, zazwyczaj doceniającej ambitne dokonania. Nawet Hollywood, który zarobił niemałe pieniądze na jego występach w takich hitach, jak „Na linii ognia" czy „Con Air: Lot skazańców", skwitował go zaledwie kilkoma nominacjami.
Dzięki temu jednak Malkovich znalazł się w doborowym towarzystwie gwiazd, którym nigdy nie przyznano aktorskiego Oscara. Do tego elitarnego grona należą tacy giganci kina, jak Marilyn Monroe, Marlena Dietrich, Rita Hayworth, Glenn Close, Johnny Depp, Leonardo DiCaprio, Kirk Douglas czy wreszcie sam Charlie Chaplin, który na pocieszenie dostał jedynie nagrodę honorową (to zestawienie zresztą wiele mówi o wartości werdyktów szacownej Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej). Z pewnością jednak John Malkovich specjalnie z tego powodu nie cierpi. Choć niedoceniany przez jurorów, znajduje uznanie wśród ludzi z branży, krytyków i przede wszystkim publiczności. Mimo że ma ugruntowaną pozycję, nie traktuje swojego zawodu jako uprawiania Sztuki przez wielkie S, posłannictwa czy misji. Wielokrotnie dawał wyraz swojemu mało nabożnemu stosunkowi do aktorstwa, które traktuje jak każdą inną profesję.
W dobieraniu ról również nie jest zbyt wybredny – w jednym z wywiadów stwierdził wręcz, że bierze to, „co się napatoczy". To zapewne lekka przesada, ale faktem jest, że w filmografii Malkovicha znajdziemy pozycje od Sasa do lasa, a o niektórych z nich lepiej zapomnieć. Ta swoboda powoduje jednak, że aktor nie popada w monotonię i daje nam całą galerię różnorodnych postaci. Ich przegląd będzie możliwy w tym tygodniu dzięki czterem filmom, które pokaże telewizja. Będą to: „Imperium słońca" Stevena Spielberga z roku 1987 – biograficzna opowieść o dorastaniu syna angielskich dyplomatów podczas wojennej zawieruchy w Chinach (Malkovich zagrał w nim ekscentrycznego przyjaciela bohatera), „Człowiek w żelaznej masce" (1997) w reżyserii Randalla Wallace'a – kostiumowe widowisko oparte na prozie Aleksandra Dumasa, w którym wystąpił jako muszkieter Atos (streszczenie filmu na str. 12), nagrodzony dwoma Oscarami dramat Roberta Bentona „Miejsca w sercu" z 1984 roku (Malkovich otrzymał nominację do Oscara za rolę drugoplanową) i baśniowy „Eragon" (2006), w którym pojawia się jako demoniczny król Galbatorix.