Co skłoniło panią do realizacji filmu „My filmujemy naród!"? - Pięć lat temu zaczęłam pisać doktorat na Sorbonie o zespole filmowym „X" Andrzeja Wajdy. Pomysł był taki, żeby zanalizować funkcjonowanie polskiej cenzury na podstawie tego zespołu filmowego — całej jego produkcji kinowej i telewizyjnej, rozmów a reżyserami, także politykami — po zapoznaniu się ze wszystkimi dostępnymi stenogramami kolaudacyjnymi. Tematem filmu mieli być ci, którzy zostali w Polsce.
Francuzi byli tym zainteresowani? - Bardzo trudno im było zrozumieć, że niekoniecznie trzeba było wyjechać zagranicę, żeby zrobić dobry film.
Uważają, że jeśli ktoś wtedy chciał kręcić filmy, to powinien był wyjechać? - Tak. „Wałęsa" Wajdy zaczyna się sceną, w której dziennikarka przyjeżdża do Wałęsy, a kierowca jej pokazuje, w którym bloku dostał mieszkanie. I ona nie może się nadziwić, że dostał mieszkanie od władzy, z którą walczy. Znajomi Francuzi zareagowali podobnie. Dziwili się, jak to możliwe, że władza daje pieniądze po to, żeby reżyserzy krytykowali ją. I ja chciałam też zrealizować film o tym paradoksie.
Bardzo ciekawą postacią jest w filmie Maciej Szczepański, były prezes TVP, który twierdzi, że do tej pory nie widział „Człowieka z marmuru"... - Żałuję, że nie udało mi się go w filmie pokazać więcej, bo nagraliśmy dwugodzinną rozmowę w studiu TVP, w której opowiadał bardzo ciekawie m.in., jak wówczas robiło się propagandę sukcesu. Kontrowersyjna postać, lecz człowiek konsekwentny, bo przecież mówi i dziś, że za niemoralne uważał kręcenie filmu o przodowniku pracy. Technik, który instalował nam mikrofony powiedział: „Jak pan tu był, to wszyscy mieliśmy... " Bardzo nostalgicznie się do niego zwracał.