J.R.R. Tolkien (1892-1973) prawie cale życie spędził w Oxfordzie – nie tylko pobierał tam nauki, wykładał, ale i pisał. W latach 30. ubiegłego wieku ten brytyjski profesor i wykładowca filologii i literatury staroangielskiej w Oxfordzie prowadził monotonne życie. Aż coś się zdarzyło.
– Pamiętam stos prac egzaminacyjnych piętrzących się na biurku w moim domu – wspomina Tolkien w archiwalnym materiale. – I wtedy na jednej pustej stronie, niezapełnionej przez studenta, napisałem zdanie o hobbicie i jego norze.
To był początek. Przede wszystkim pisarz tworzył najpierw dla swoich dzieci, którym na każde kolejne Boże Narodzenie podarowywał swoje opowieści.
Natchnienie czerpał z literatury średniowiecznej i pasji poznawania języków - klasycznych, starogermańskich, nordyckich. Aż wreszcie sam zaczął wymyślać języki łącznie z ich etymologią. Potem wyobrażał sobie stworzenia porozumiewające się tymi językami… Pierwszy język opracował około 1915 roku, i to był język elfów, czyli quenya, nazywanego również elfią łaciną. Tak wkroczył do krainy Śródziemia i tak zaczęła się historia „Hobbita” (wyd. 1937), który odniósł natychmiastowy sukces, a później „Władcy Pierścieni”.
– To uniwersalna opowieść wykraczająca poza ramy konkretnych kultur – komentuje badacz literatury tolkienowskiej. – Jej przedmiotem jest człowiek osadzony w świecie mitycznym. Wielu ludzi czyta „Władcę Pierścieni” jak Biblię. Wielu płacze, bo słowa Tolkiena poruszają głęboko pochowane emocje – mówi.