Historia największego dramaturga ery nowożytnej pozostaje tajemnicą, jakby był mieszkańcem zaginionej Atlantydy. Stało się tak, ponieważ tworzył w czasach religijnego kataklizmu. Rozwodowe problemy Henryka VIII z Watykanem sprawiły, że Anglicy w ciągu jednego dnia znaleźli się w innym świecie. Starsza siostra Williama została ochrzczona przez księdza katolickiego, jego chrzcił już anglikański pastor, który hostię nazywał „pajacem w pudełku”. Lepiej było nie pozostawiać zapisków własnych przeżyć i przekonań. Stephen Greenblatt dokonuje jednak cudów i rzuca nowe światło, przede wszystkim na „Hamleta”.
Kto z nas wiedział, że podobne imię nosił jeden z synów bliźniaków Szekspira? Zmarł w dzieciństwie i chociaż epoka znała wiele świadectw o duchach proszących o modlitwę, rodzina nie mogła się ani modlić za zmarłe dziecko, ani dać na mszę w jego intencji – nowy Kościół zakazywał bowiem takiego obcowania z najbliższymi. Dlatego autor „Hamleta”, pisząc słynną frazę „Dania jest więzieniem”, musiał myśleć o Anglii. Komponując zaś scenę ze zjawą starego Hamleta domagającego się zemsty – ryzykował wojnę z cenzurą. Religijny problem nabrzmiał w obliczu śmierci ojca pisarza, który – o czym świadczy testament odnaleziony w dachu rodzinnego domostwa – do końca praktykował katolicyzm i zależało mu na tradycyjnym pochówku.
Podwójne życie ojca Williama przypomina szekspirowską tragedię. Będąc szambelanem w Stratfordzie musiał nadzorować rozebranie katolickiej kaplicy w ratuszu i zamalowanie fresku Sądu Ostatecznego. Jednocześnie zatrudnił trzech miejskich nauczycieli biorących udział w jezuickiej konspiracji. Można sobie wyobrazić strach, jaki padł na całą rodzinę, gdy przywódca spisku został w Londynie powieszony, wykastrowany, a na koniec wyrwano mu wnętrzności, odcięto głowę i poćwiartowano. Krwawy „Tytus Andronikus” nie był dla Szekspira teatralną fikcją.
Bywał też świadkiem wielu egzekucji, w tym zapewne Rodrigo Lopeza, lekarza Elżbiety I, posądzonego o udział w antykrólewskim sprzysiężeniu. Miał on nieszczęście być portugalskim przechrztą, a Żydom, mimo że wygnano ich w 1290 r., za pobyt w Anglii groziła śmierć. Powracali w obelgach jako synonim wszystkiego, co najgorsze.
Rasową nienawiść mogła podgrzewać antysemicka książka Lutra „O Żydach i ich kłamstwach”. Szekspir takiej postawy nie akceptował. Odwaga „Kupca weneckiego” polegała na tym, że zamiast pokazać jednowymiarowego, podstępnego Semitę, sportretował człowieka, który, choć należy do mniejszości, jest jak inni, a jego okrucieństwo jest odpowiedzią na doznane upokorzenia. Szekspirowi to uczucie nie było obce. Za nieobecność na anglikańskich mszach karano grzywną 20 funtów, równowartością rocznego dochodu nauczyciela.