Na obiad i przedstawienie

Budując teatr, czułem się jak nawigator prowadzący statek podczas sztormu. Ale warto było, w końcu mam swoje wymarzone miejsce pracy – opowiada Adamowi Mielczarkowi Emilian Kamiński, dyrektor naczelny Teatru Kamienica.

Publikacja: 29.06.2009 13:23

Na obiad i przedstawienie

Foto: Corbis

Red

[b]PA: Na stronie internetowej Teatru Kamienica figuruje Pan jako dyrektor naczelny. Tak należy Pana tytułować?[/b]

Nie jestem dyrektorem, ale po prostu ojcem tego przedsięwzięcia. To moje dziecko, duże i powite w bólach. Zaadaptowanie prawie 2000 mkw. przestrzeni – która nigdy, od czasu powstania kamienicy w 1910 r., nie była teatrem, lecz piwnicami i magazynami – zajęło mi trzy lata. A chodzę już przy tym projekcie siedem lat.

[b]Jak zdobył Pan na to pieniądze?[/b]

Zaznaczam, że to nie mój teatr, ale fundacji, która wynajęła pomieszczenia od miasta i wygrała 5 mln zł w konkursie Urzędu Marszałkowskiego na zagospodarowanie pieniędzy unijnych w ramach ZPORR. W zamian, uważam, wykonaliśmy dla Warszawy kawał dobrej roboty. Dajemy jej ciekawe miejsce spotkań kulturalnych i towarzyskich. W podwórku powiesiłem tablicę z nazwiskami dobroczyńców Kamienicy i podziękowaniem za opiekę. Wsparli nas: Urząd Miasta, Rada Warszawy i Pani Prezydent Gronkiewicz-Waltz, Ministerstwo Kultury, dzielnica Śródmieście, Biuro Kultury Warszawy, Norweski Fundusz dla Organizacji Pozarządowych, Urząd Marszałkowski, ZGN Śródmieście, Polski Instytut Sztuki Filmowej, SPEC, Polenergia, KoenigStal i wiele wspaniałych firm i ludzi, którzy są wymienieni na wspomnianej tablicy. Jedni wsparli nas finansowo, inni – materiałowo. Inwestycja pochłonęła też wszystkie prywatne oszczędności moje i mojej żony. Finansowo sporo ryzykujemy, bo zadłużyliśmy się na 4,5 mln zł.

[b]Zapewne podczas inwestycji napotykał Pan wiele trudności.[/b]

Mnóstwo. Czasem czułem się jak nawigator prowadzący statek między skałami podczas sztormu. No i pracowałem jak wariat. Trudności, jakie czasem mogą stwarzać przepisy, przyprawiają o ból głowy. Spotkałem się czasem z tak nieprzychylnym prawem, że zastanawiam się, czy ktoś specjalnie sformułował je tak, by na lata zahamować rozwój tego kraju. Większość z nich zakłada, że każdy jest złodziejem. To fatalne podejście. Poza tym u nas na jednej szali stawia się lobbing, czyli chodzenie koło swojej sprawy, z korupcją. To też jakaś paranoja! Zaufanie, czyli znajomości, to na Zachodzie fundament robienia biznesu. U nas to niemal zbrodnia. Dla mnie zbrodnią jest raczej zatrudnianie idiotów na odpowiedzialnych stanowiskach, a niestety takich czasem spotykałem. Na szczęście mamy bardzo wielu przyzwoitych i profesjonalnych urzędników, którzy w tym bałaganie próbują jakoś znaleźć logikę i starają się pomagać przedsiębiorcom, za co jestem im wdzięczny.

[b]Zatrudnił Pan w Kamienicy menedżerów czy miłośników teatru?[/b]

Miłośników teatru. Profesjonalni menedżerowie żądali ogromnych pieniędzy, od tego zresztą zaczynali każdą rozmowę. To mnie zniechęcało. Poza tym chciałem, by pracowali tu ludzie, których interesuje idea powstania takiego teatru. Wreszcie na nich trafiłem. Mam teraz osoby oddane i pomysłowe, z których wiele początkowo pracowało jako wolontariusze. Ci, którzy w jakiś sposób nie pasowali do tej grupy, sami się wykruszyli. Teraz jest nas – łącznie z aktorami – ponad 40 osób.

[b]Kiedy ostatecznie zakończą się prace budowlane w Kamienicy?[/b]

Już jest prawie wszystko, co zaplanowałem, poza kilkoma drobnymi elementami, nad którymi prace wciąż trwają. Mamy choćby windę dla samochodów ciężarowych, które z pełną dekoracją i sprzętem mogą wjeżdżać wprost na scenę. Inżynierowie mówili mi, że się tego nie da zrobić, ale jak widać – dało się. Jest też wiele innych udogodnień, które sprawiają, że mogą się tu odbywać bardzo różne spektakle i imprezy. Widzowie, którzy nas coraz częściej odwiedzają, mówią o magii tego miejsca. Zauważają przychylną atmosferę, która tu panuje.

[b]Jaki repertuar Pan zaplanował?[/b]

Taki, który nie odbierałby widzom chęci do życia, a twórcom i aktorom dawał szerokie możliwości realizacji. Oprócz współczesnych spektakli mamy np. sztuki z czasów Warszawy międzywojennej. Gotowe są już trzy spektakle z tego okresu i szykujemy następne. Chciałbym też, by Kamienica była – właśnie tak jak w latach 20. i 30. – centrum życia towarzyskiego. Kiedyś do teatru przychodziło się na kolację, potem piło zacne trunki, rozmawiało, następnie oglądało spektakl. Zamierzam przywołać na powrót te zwyczaje, tym bardziej że w Teatrze Kamienica są ku temu wspaniałe warunki.

[b]Kiedy teatr zacznie na siebie zarabiać?[/b]

Mam tu restauracje, bufety, nastawiłem się też na możliwość prowadzenia eventów. Jest więc wszystko, co pozwoli zarobić na spektakle. Na zyski jeszcze za wcześnie, bo mała scena funkcjonuje dopiero kilka miesięcy, a duża ledwie została otwarta. Liczę, że na plusie będziemy na początku przyszłego roku. By przyciągnąć publiczność, szykujemy wiele ciekawych przedstawień, między innymi „Botox” – satyrę na dzisiejsze czasy. Mieliśmy już otwarte próby z publicznością, z których jestem bardzo zadowolony, bo publiczność była zadowolona.

[b]Te próby to rodzaj badania marketingowego?[/b]

Nawet coś więcej, bo reakcje publiczności dają nam ogromną wiedzę. Wraz z autorem spektaklu sprawdzamy, co chwyta, co jest dla publiczności zrozumiałe, a co nie, nagrywamy jej reakcje. Na Zachodzie istnieje zwyczaj grania nawet kilkunastu spektakli przedpremierowych, by pierwsze spotkanie aktorów z publicznością nie następowało dopiero podczas premiery. Też chcę tak robić. Bez takich spektakli mogę sobie teoretyzować, układać plany, ale dopiero gdy widz przyjdzie i widać jego reakcje, kalkulacje te mogą mieć jakikolwiek sens.

[b]Nie myśli Pan czasem: po co mi to było?[/b]

Nie, wręcz odwrotnie. Nareszcie robię coś, w czym się spełniam. Nie jestem zależny od innych, nikt mi nie mówi, czy mu pasuję, czy nie, nikt mnie nie przesuwa na planie. Teraz sam o sobie decyduję. Jestem zadowolony, bo spełniło się marzenie mojego życia – o własnym miejscu pracy.

[b]PA: Na stronie internetowej Teatru Kamienica figuruje Pan jako dyrektor naczelny. Tak należy Pana tytułować?[/b]

Nie jestem dyrektorem, ale po prostu ojcem tego przedsięwzięcia. To moje dziecko, duże i powite w bólach. Zaadaptowanie prawie 2000 mkw. przestrzeni – która nigdy, od czasu powstania kamienicy w 1910 r., nie była teatrem, lecz piwnicami i magazynami – zajęło mi trzy lata. A chodzę już przy tym projekcie siedem lat.

Pozostało 93% artykułu
Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Teatr
Latający Potwór Spaghetti objawi się w Krakowie