"Ślub" czasów katastrofy

Dramat Gombrowicza, który w Bydgoszczy wystawia Paweł Wodziński, to rzecz o koszmarze polskim i europejskim

Aktualizacja: 16.11.2012 07:36 Publikacja: 16.11.2012 07:21

"Ślub"

"Ślub"

Foto: Teatr Polski Bydgoszcz

Przystępując do pracy nad „Ślubem" Witolda Gombrowicza w bydgoskim Teatrze Polskim, Paweł Wodziński inspirował się słowami: „Czymże jest Polska? Jest to kraj między Wschodem a Zachodem, gdzie Europa już poczyna się wykańczać, kraj przejściowy, gdzie Wschód i Zachód wzajemnie się osłabiają. Kraj przeto formy osłabionej".

– Ten fragment pochodzi z „Testamentu", czyli wywiadu, którego Gombrowicz udzielił Dominikowi de Roux,  kontynuując swój „Dziennik" – mówi Paweł Wodziński. – Opowiadał o Polsce jako o kraju niedoskonałym, któremu nie udało się wytworzyć własnej silnej formy, zarówno jeśli chodzi o państwo, jak i kulturę. To jest problem aktualny także dziś. Przejawy słabości czy degradacji formy widzimy na co dzień choćby w naszym życiu publicznym. Dzieje się tak również dlatego, że nie umiemy spojrzeć na siebie uczciwie, dokonać autoanalizy. Próbujemy udawać kogoś innego, imitować lub tworzyć sztuczne, anachroniczne konstrukcje, które nie wytrzymują próby rzeczywistości. Rzeczywistość spod tych sztucznych form wychodzi szczelinami i obnaża kłamstwo.

Paweł Wodziński mówił już o naszej prowincjonalności w spektaklu „Mickiewicz. Dziady. Performance". Scenariusz stanowiły również zapiski znanych Europejczyków, którzy przemierzali Polskę na przestrzeni dziejów, komentując cywilizacyjne braki i kulturowe wynaturzenia Rzeczypospolitej.

– Rzecz nie dotyczy bowiem współczesności, korzeniami sięga dalekiej przeszłości. Od wieków żyjemy w świecie iluzji, mamy zafałszowany obraz samych siebie – zauważa Paweł Wodziński. – To długi proces, który powinniśmy zacząć poważnie analizować. Mam nadzieję, że to jest rzecz do przewalczenia, że można to zmienić, modelować, kształtować.

Wymaga to jednak oprócz autoanalizy także poważnej debaty publicznej.

Reklama
Reklama

– A dzisiejsza ma mniej więcej taki przebieg jak w „Ślubie" scena pomiędzy Henrykiem i Pijakiem. Wszyscy pokazują sobie wyłącznie palce i to głównie środkowe – mówi reżyser. – W „Ślubie" przejmujące jest również to, że przedstawiono tam dwie wizje świata, dwie wizje uporządkowania chaosu. Ojciec podejmuje się rekonstrukcji historycznej, przywrócenia tradycyjnego ładu, Henryk zaś realizuje projekt egoistycznej władzy, która zaspokaja tylko własne potrzeby. Obie wizje się zderzają i kompromitują jednocześnie w zastraszającym tempie. Stają się farsą – zanim zdążą się na dobre uformować.

Witold Gombrowicz napisał „Ślub" w 1946 roku, przebywając na emigracji w Argentynie. Główny bohater powraca do Polski po wojnie – kraju zniszczonego, koślawego, zdegenerowanego jak w koszmarze. W przeszłości rzecz była w odczytywana również jako obraz PRL.

– To nadmierne uproszczenie – mówi Paweł Wodziński. – Przyglądałem się dokładnie zdjęciom z jego młodości, reprodukowanym w „Jaśniepaniczu" Joanny Siedleckiej. Pałace i dwory Gombrowiczów, zarówno w Małoszycach, jak i we Wsoli, nie wyglądają tak atrakcyjnie, jak można przypuszczać.

Odpada z nich tynk. Dwór w Małoszycach jest drewniany. To jest drugorzędny krajobraz.

– Cywilizacyjna przynależność do Europy nie była nigdy oczywista. II Rzeczpospolita jest dziś i była wcześniej idealizowana – dodaje Wodziński. – Gombrowicz z tej idealizacji wielokrotnie kpił, pisząc o Polakach, ale także Argentyńczykach, że z niewiadomych powodów oba te narody zapominają o swojej peryferyjności.

Paweł Wodziński przeniósł akcję z upadłego dworu-karczmy do kontenerowców, czyli zastępczych mieszkań socjalnych, jakie pojawiają się w polskich miastach, także w Bydgoszczy.

Reklama
Reklama

– Chcę również pokazać sytuację uniwersalną, „Ślub" jest bowiem także sztuką o katastrofie egzystencjalnej. Akcja ma miejsce po kataklizmie, który gwałtownie obniżył status bohaterów – tłumaczy reżyser. – Dzisiaj ludzie opuszczają dom, staczają się w egzystencjalną przepaść, doznają bólu i cierpienia nie tylko z powodu wojny. Wystarczy powódź, zawalenie się kamienicy, zamknięcie zakładu pracy, niemożność spłaty kredytu, by znaleźć się na marginesie, w przestrzeni tymczasowej czy zdegradowanej. Każdy z nas może się w niej znaleźć. Sfera marginesu stale się poszerza.

Paweł Wodziński chce również podjąć temat wypierania się przeszłości, zmiany tożsamości.

– Ważnym tematem podejmowanym przez Gombrowicza jest także współczesna kwestia kryzysu tożsamościowego, poczucia rozpadu dotychczasowego porządku, kryzysu idei i języka. Dotyczy on nie tylko Polski – podkreśla reżyser. – To zresztą dość zabawne, że Polska, kraj formy osłabionej, może stać się  wzorcem osłabionej formy dla Europy Zachodniej, która przeżywając kryzys w wielu sferach, tracąc znaczenie w skali światowej, prowincjonalnieje, staje się peryferiami.

Michel Houellebecq w rozmowie z Bernardem-Henri Lévym napisał, że społeczeństwa europejskie dotarły do etapu końcowego, ale nie chcą przyjąć do wiadomości, że znajdują się w głębokim kryzysie, nie tylko ekonomicznym.

– I tak jak mieszkańcy peryferii z przeszłości wypierają niewygodne fakty, wolą tkwić w iluzji, marzeniu, upijać się – pointuje reżyser. – Gombrowicz mówił, że „Ślub" antycypuje przyszłe katastrofy. Dziś powiedzielibyśmy raczej, że je precyzyjnie opisuje.

Przystępując do pracy nad „Ślubem" Witolda Gombrowicza w bydgoskim Teatrze Polskim, Paweł Wodziński inspirował się słowami: „Czymże jest Polska? Jest to kraj między Wschodem a Zachodem, gdzie Europa już poczyna się wykańczać, kraj przejściowy, gdzie Wschód i Zachód wzajemnie się osłabiają. Kraj przeto formy osłabionej".

– Ten fragment pochodzi z „Testamentu", czyli wywiadu, którego Gombrowicz udzielił Dominikowi de Roux,  kontynuując swój „Dziennik" – mówi Paweł Wodziński. – Opowiadał o Polsce jako o kraju niedoskonałym, któremu nie udało się wytworzyć własnej silnej formy, zarówno jeśli chodzi o państwo, jak i kulturę. To jest problem aktualny także dziś. Przejawy słabości czy degradacji formy widzimy na co dzień choćby w naszym życiu publicznym. Dzieje się tak również dlatego, że nie umiemy spojrzeć na siebie uczciwie, dokonać autoanalizy. Próbujemy udawać kogoś innego, imitować lub tworzyć sztuczne, anachroniczne konstrukcje, które nie wytrzymują próby rzeczywistości. Rzeczywistość spod tych sztucznych form wychodzi szczelinami i obnaża kłamstwo.

Reklama
Teatr
Jerzy Radziwiłowicz: Nie rozumiem pogardy dla inteligencji
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Teatr
Krzysztof Głuchowski: W Kielcach wygrał Jacek Jabrzyk
Teatr
Wyjątkowa premiera w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Przy jakich przebojach umierają Romeo i Julia
Teatr
Teatr Wielki. Personalne przepychanki w Poznaniu
Teatr
„Ziemia obiecana” Kleczewskiej: globalni giganci AI zastąpili wyścig fabrykantów
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama