Twardziele, nie wstydźcie się miłości

„Saszka" z Borysem Szycem i Januszem Michałowskim to spektakl, który stawia na dobre rodzinne relacje - pisze Jacek Cieślak.

Publikacja: 03.02.2014 08:13

Największym dramatem premiery w stołecznym Współczesnym jest sam dramat. Utytułowany białoruski autor Dmitrij Bogosławski napisał sztukę tak wzruszającą, że chwilami chce się tę telenowelę w stylu „Klanu" przełączyć na coś bardziej wyrafinowanego. Zwłaszcza że oczekiwania są duże, bo choć reżyseruje Wojciech Urbański, rzecz dzieje się w teatrze Macieja Englerta.

Tymczasem dialogi syna (Borys Szyc) i ojca (Janusz Michałowski) utykają aktorom w gardle i przypominają osiągnięcia socrealizmu. Ale i wtedy Bogosławski nie mógłby liczyć na sukces, bo spotkałby się z zarzutem formalizmu. Chodzi o to, że prosta jak konstrukcja cepa opowieść o synu i ojcu, którzy nie mieli pewności, czy się kochali, została opowiedziana w niemal lynchowskiej konwencji, przenikających się światów realnego i snu. Im bardziej kuleją dialogi, tym bardziej Bogosławski chce prześcignąć Calderona w napisaniu drugiego „Życia snem".

Pożyczek z największych arcydzieł teatralnych jest tyle, że autor „Saszki" nigdy nie spłaci zaciągniętego długu, również wobec „Hamleta". Borys Szyc i Janusz Michałowski mają łatwiej, bo przećwiczyli go już we Współczesnym w 2012 r.

Białorusin zakolegował się też z Czechowem. Saszka ma bowiem siostry, tyle że nie trzy, ale cztery. Ale tylko jedna chce zostać na gospodarstwie – z tym współczesnym wujaszkiem Wanią.

Można wybrzydzać, zwłaszcza na miałkość pierwszego aktu, „Saszka" zaspokaja jednak głód podstawowy: sztuki, której problem dla nikogo nie będzie wydumany. Każdy ma przecież wątpliwości, czy zrobił wszystko, aby najbliżsi byli pewni naszej miłości – z wzajemnością i za życia. Saszkę takie problemy dręczą, a i tak jest szczęściem, bo dzięki teatralnym trikom może komunikować się z ojcem we śnie oraz za pośrednictwem medium (Sławomir Orzechowski).

Atutem spektaklu są dobre role Borysa Szyca i Janusza Michałowskiego. Można się też pośmiać przy rodzajowych rozmowach z udziałem Jurasika (Damian Damięcki), przygłuchego znajomka rodziny.

Dzięki aktorom Maciej Englert może opowiedzieć nam o wrażliwości skrywanej przez mężczyzn. Takich, którzy uważają, że nie wypada mówić o uczuciach – tymczasem potrzebują zarówno rozmowy, jak i pozytywnych emocji. Saszka poszedł przecież do wojska po to, żeby udowodnić tacie, że jest twardzielem. A gdy ojciec w tym czasie umarł – poczuł się samotny jak pies. Jego siostry są silniejsze. Wiadomo: kobiety! Tymczasem brat potrzebuje ciepła i marzy o tym, by ktoś bliski poprawił mu kołdrę, przytulił i powiedział dobre słowo na dobranoc. Wymagający ojciec, za życia raczej zawiedziony synem, też oczekiwał od niego zapewnień o miłości.

Najciekawsze jest to, co Bogosławski pokazuje w komediowych sekwencjach. Zna to każdy facet, który nawet jeśli darł koty ze swoim starym, im jest starszy, tym częściej przyłapuje się na powtarzaniu gestów, słów i zachowań swojego taty.

Z wszystkich tych powodów polecam sztukę wszystkim rzekomym twardzielom. Spieszcie się okazywać uczucia najbliższym, bo tak szybko odchodzą!

Największym dramatem premiery w stołecznym Współczesnym jest sam dramat. Utytułowany białoruski autor Dmitrij Bogosławski napisał sztukę tak wzruszającą, że chwilami chce się tę telenowelę w stylu „Klanu" przełączyć na coś bardziej wyrafinowanego. Zwłaszcza że oczekiwania są duże, bo choć reżyseruje Wojciech Urbański, rzecz dzieje się w teatrze Macieja Englerta.

Tymczasem dialogi syna (Borys Szyc) i ojca (Janusz Michałowski) utykają aktorom w gardle i przypominają osiągnięcia socrealizmu. Ale i wtedy Bogosławski nie mógłby liczyć na sukces, bo spotkałby się z zarzutem formalizmu. Chodzi o to, że prosta jak konstrukcja cepa opowieść o synu i ojcu, którzy nie mieli pewności, czy się kochali, została opowiedziana w niemal lynchowskiej konwencji, przenikających się światów realnego i snu. Im bardziej kuleją dialogi, tym bardziej Bogosławski chce prześcignąć Calderona w napisaniu drugiego „Życia snem".

Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Teatr
Latający Potwór Spaghetti objawi się w Krakowie