Reklama

Wietrzenie Narodowego Starego Teatru i nowe rządy

„Zamach na Narodowy Stary Teatr” to pierwszy sukces nowej dyrekcji Doroty Ignatjew i Jakuba Skrzywanka po nieudanym „Seksie, hajsie i głodzie” oraz strasznym „Strasznym dworze”.

Publikacja: 24.03.2025 04:25

Radosław Krzyżowski jako Konrad i Dorota Segda jako Muza

Radosław Krzyżowski jako Konrad i Dorota Segda jako Muza

Foto: Natalia Kabanow/Mat.Pras.

Po raz pierwszy wydarzenia w teatrze skomentowali jednocześnie prezydent Andrzej Duda, premier Donald Tusk, a nawet Donald Trump.

Taki medialny show oglądamy w spektaklu teatralnym „Zamach na Narodowy Stary Teatr. Narodziny narodu”, a o tym wieloznacznym, ironicznie prowokacyjnym przedstawieniu można analogicznie do tej wieloznaczności napisać pean, krytykę i plotkę (jak to w Krakowie, jak kiedyś o „Weselu”).

Zamach na Narodowy Stary Teatr

Nic nie spojleruję: gdy zaczyna się „Wyzwolenie” Wyspiańskiego na tle anachronicznych zastawek z udrapowanym na nich żałobnym aksamitem, gdy środek sceny wypełnia obrośnięty poczerniałym bluszczem cmentarny krzyż – słyszymy z głośników i czytamy na elektronicznych tablicach, że do zamachu na Narodowy Stary Teatr pozostało 25 minut. Zapowiadano przedstawienie zarówno o realnym zamachu, jak i o deep fake’u – można się więc zastanawiać, w co też nas Jakub Skrzywanek (koncepcja, reżyseria, scenariusz), Jan Czapliński (scenariusz), Dorota Semenowicz (współpraca dramaturgiczna) i Natalia Mleczak (scenografia) wkręcają.

Czytaj więcej

Zamach terrorystyczny na Stary Teatr. AIDS w Warszawie. Masłowska w Krakowie

Na pewno wkręcili tekst Wyspiańskiego w sztuczną inteligencję, która otrzymała zadanie deszyfracji klasycznego (czytaj: niezrozumiałego dla wszystkich) tekstu. O tak, „Wyzwolenie” może brzmieć enigmatycznie, jeśli ktoś nie zna kontekstów, ale wychodzi na to, że AI to żadna inteligencja, a już na pewno nie erudycja: w zrozumieniu literatury i teatru raczej nie pomoże. Jednocześnie twórcy zdają się sugerować, że zamiast pełnego sprzeczności „Wyzwolenia” dziś lepiej zaproponować teatralną grę, która stanowi współczesny ekwiwalent przemyśleń Wyspiańskiego, a wszystkich zainteresuje. Kluczem do tego ma być tytułowy akt terroru.

Reklama
Reklama
„Zamach na Narodowy Stary Teatr”

„Zamach na Narodowy Stary Teatr”

Foto: Natalia Kabanow

Informację o wyłączeniu telefonów widzowie słyszą. Ciekawe jednak, czy ktoś kiedyś zakaz złamie i zadzwoni do bliskiej osoby poza Starym sprawdzić, czy pokazywana na ekranie w teatrze bezpośrednia relacja z jego okolic o ataku na tę narodową scenę, komentowana „na żywo” przez Jarosława Kuźniara ze studia kanału informacyjnego, a także relacjonowana z placu Szczepańskiego, gdzie zgromadził się tłum, odbywa się naprawdę.

Przecież siedzimy na widowni Starego i oglądamy na ekranie relację z sąsiedniej sali, gdzie leżą trupy w foliowych workach. Rodzajem ostrzeżenia i kpiny jest montaż filmów, w których raz widzimy Kraków, a raz czeską Pragę – raz mówi się o „Dziadach”, innym zaś razem o „Wyzwoleniu”. Jak to w internetowym fejku: nie chodzi o prawdę, lecz zarządzenie negatywnymi emocjami.

Jarosław Kuźniar relacjonuje ze Starego

Kuźniar o tym wam nie powie i trudno w to uwierzyć: najbardziej zaskakujący news ze Starego jest taki, że cały ten fejkowy zamach i relacje są w spektaklu najnudniejsze. Teatr żywego planu okazuje się ciekawszy. Rozpoczęta już w czasie przerwy miesięcznica – pardon!, obchody rocznicy zamachu to intrygująca gra z polską martyrologią i formami żałoby, rzecz jasna na tle katastrofy smoleńskiej i śmierci Jana Pawła II, którą Skrzywanek już kiedyś wziął pod lupę w Teatrze Polskim w Poznaniu.

Czytaj więcej

Zamach na Stary Teatr: Minkowska, Perceval i Skrzywanek w nowym sezonie

Oglądamy to, co niszczy nas od lat: kłótnię o to, co naprawdę się stało (Zbigniew W. Kaleta) oraz przerzucanie się odpowiedzialnością za śmierć ofiar. Są „kręcący na tym lody” – poprzez urobek na merchandisingu, nieźle prosperujące stowarzyszenie pamięci ofiar z własnym logo i organizacyjnym gestem, sprzedaż tomików żałobnej poezji (Katarzyna Krzanowska) i zarabianie na terapii (Karolina Staniec). Można pośpiewać integrujący song „Nie jesteś sam”. Mamy gloryfikację przypadkowych bohaterów i ataki na tych, którzy według prących do rozliczeń nimi nie są (grający bohaterskiego Konrada aktor uciekł!).

Reklama
Reklama

Jest też proza życia, bo na tragicznym spektaklu ktoś szeleścił papierkami (Paweł Kruszelnicki) i paradoks teatru, a także żart z niego, bo zaczął się komuś (Przemysław Przestrzelski) podobać dopiero, gdy spektakl przerwał atak. To jest znakomita zespołowa kreacja, choć czasami wredna, jak życie w Polsce. Na pewno krótsza powinna być finałowa scena, gdy aktorzy Starego grają aktorów Starego, którzy pod wodzą reżysera (świetny Łukasz Stawarczyk) spierają się o to, jak pokazywać zamach (formalne dywagacje: lepsza jest dokumentalność czy fikcja?).

„Zamach na Narodowy Stary Teatr”. Scena terapii

„Zamach na Narodowy Stary Teatr”. Scena terapii

Foto: Narodowy Stary Teatr

Finalnie spektakl jest udany, to sukces nowej dyrekcji Doroty Ignatjew, Jakuba Skrzywanka i Doroty Semenowicz. A obsada, osoby dramatu i teatru, a także didaskalia też są godne zauważenia, tym bardziej że żartów z prywatności jest sporo. Dołożę kilka: sztandarowi aktorzy Starego, którzy poparli Dorotę Ignatjew i Jakuba Skrzywanka przed konkursem na nową dyrekcję, otrzymali główne role Konrada oraz aktora grającego Konrada (Radosław Krzyżowski), a także Muzy i aktorki Starego, profesorki Akademii Teatralnej (Dorota Segda). Wykonali swoje role, zarówno podczas konkursu, jak i w spektaklu, nie tylko skutecznie, ale i znakomicie. Dodajmy, że Dorota Segda to nie tylko gwiazda Starego, ale też wdowa po utytułowanym dyrektorze tej sceny i kompozytorze Stanisławie Radwanie. Muza faktyczna.

Wiele scen – jeden teatr

To niejedyna dyrektorowa w spektaklu. Iwona Budner wstrząsająco gra matkę zabitego podczas zamachu aktora, a więc współczesną Rollisonową, jest zaś prywatnie żoną Krzysztofa Głuchowskiego, dyrektora, ale też aktora Teatru im. Słowackiego w Krakowie, na którego zamach przeprowadzał do niedawna PiS – za to, że wystawił współczesne, feministyczne „Dziady” Mai Kleczewskiej. Niedługo zaś pokaże „Wyzwolenie” Wyspiańskiego i pytanie, jak wystawić „Wyzwolenie” w Krakowie po premierze w Starym, nie jest wcale banalne. Z kolei Radosław Krzyżowski jako Konrad z Wyspiańskiego to mąż Dominiki Bednarczyk, czyli pierwszego kobiecego Konrada w „Dziadach” Mickiewicza w Teatrze Słowackiego.

Czytaj więcej

Teatr 2024, czyli iluzja konkursów ministerialnych. Krzysztof Warlikowski najlepszy

Biorąc pod uwagę, że Jakub Skrzywanek odnosił się w swoim poprzednim spektaklu „Człowiek z papieru” do hitu Słowaka „1989”, uznał, że od musicalu o legendach Solidarności ważniejsze jest śpiewanie o postsolidarnościowych zaniedbaniach w mieszkalnictwie i kredytach – mamy widzialną i niewidzialną siatkę połączeń teatralnych, personalnych oraz polemik generacyjnych, więc teatr może przypominać uszczypliwą krajową politykę. (Śmiejąc się wszakże z ograniczeń AI, warto pamiętać o kontekstach spektakli innych artystów, zwłaszcza czasowym).

Reklama
Reklama

Kalanie świętości?

Włączyłbym do tej szarady Grzegorza Mielczarka. Znakomicie gra prezesa stowarzyszenia upamiętniającego ofiary zamachu w tkliwej i konserwatywnej formie, która osuwa się w niezamierzoną parodię tejże (zamierzoną oczywiście przez twórców). Trzeba wziąć pod uwagę, że spektakl odnosi się nie tylko do twórczości Mickiewicza i Wyspiańskiego, ale też do wystawiającego ich „Dziady” oraz „Wyzwolenie” w Starym „legendarnego” – tak legendarnego, że ma swoje popiersie we foyer – Konrada Swinarskiego. Wtedy był nowoczesny i oburzał ówczesnych konserwatystów, zachwycając ówczesnych progresistów. Być może teraz niektórzy obrońcy teatralnych świętości oburzą się na to, że słynne okno Starego (czy scenografka specjalnie je zakurzyła?), wykorzystane w „Dziadach” przez Swinarskiego do samobójczego skoku Rollisona, Dorota Segda otwiera, by przewietrzyć Stary.

Czytaj więcej

Jan Klata: Łączy nas tylko nienawiść

Twórcy, znajdując więc współczesny ekwiwalent „Wyzwolenia”, jednocześnie starają się blokować ewentualne ciosy krytyków, choć nie jest przecież tak, że „Wyzwolenia” nie warto i nie można dziś wystawiać. Fragmenty o zachwycie nad codziennością napisane przez Czaplińskiego nie są tak dobre, jak zachwyt Wyspiańskiego nad letnim porankiem. Jan Klata, skądinąd niegdyś dyrektor Starego, udowodnił w gdańskim Wybrzeżu, że „Wyzwolenie” wciąż „żre”. Oczywiście, nowa dyrekcja Starego może uważać inaczej i pastiszować Klatę oraz jego klasykę w nowoczesnym ujęciu w scenie procesji z kościelnymi sztandarami (m.in. ze smoleńskim iłem), gdzie to, co narodowe, miesza się ze współczesnym kibolsko-folklorystycznym miszmaszem.

Trudno jednak odrzucać teatralną „fabrykę Konradów” en masse – taką deklarację ma w finałowym monologu Dorota Segda, ponieważ Konrad Konradowi nierówny. Wyspiański wprowadził przecież swojego Konrada na scenę po to, żeby zwalczyć Konrada Mickiewicza. Ten bowiem jeździł po rosyjskim Krymie z carską wierchuszką i nie poszedł do powstania, a zastępczo zmistyfikowaną martyrologią swojego bohatera i mesjanizmem zadręcza Polaków. Zadanie wyzwolenia polskiego teatru z konradyzmu jest więc tyle ambitne, ile zawsze konradowskie. Czyżby nie było innej ucieczki przed Konradem, jak tylko w innego Konrada?

Teatr
Florentina Holzinger na początek Festiwalu Boska Komedia w Krakowie
Teatr
Michał Merczyński: nowy spektakl Warlikowskiego i debiut Komasy w Nowym Teatrze
Teatr
Sowieci i naziści w litewskich „Dziadach" Skrzywanka w Kownie, gdzie powstały
Teatr
Teatr Wielki, który nie stał się cerkwią
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Teatr
Teatr TV w pogoni za modami. Wielkie zapowiedzi bez ekwiwalentu w efektach
Materiał Promocyjny
Nowa era budownictwa: roboty w służbie ludzi i środowiska
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama