Wspaniale dobrane obsady Wajdowskich filmów brały się również z pracy w teatrze. Na wiele lat przed dzisiejszymi eksperymentami pracował w nieszablonowy sposób, opierając się na improwizacji.
Największym teatralnym osiągnięciem reżysera była trylogia oparta na arcydziełach Dostojewskiego w Starym Teatrze.
„Biesy" (1974) przeszły do historii również dzięki kreacji Jana Nowickiego w roli Stawrogina, który zagrał rewolucyjnego ideologa i zło wcielone, niszczące wokół wszystko. Rolę Wierchowieńskiego kreowali najpierw Wojciech Pszoniak, a potem Jerzy Stuhr. Ze sceny biła porażająca prawda o skutkach zasady, że cel uświęca środki.
Wajda uważał spektakl Starego Teatru za swoje najważniejsze przedstawienie. Jednocześnie nie krył chaosu, w jakim powstało, gdy starał się weryfikować kanoniczną adaptację Alberta Camusa z literackim oryginałem. Jan Nowicki zapytany przez Krystynę Zachwatowicz, dlaczego nie uczy się tekstu, odpowiedział, że zrobi to, kiedy reżyser nauczy się reżyserować.
„Moim prawdziwym oparciem w tej pracy i medium, przez które starałem się narzucić innym aktorom gwałtowność i ekspresję, stał się Wojtek Pszoniak" – pisał Wajda w „Dostojewskim – teatrze sumienia". Aktorzy mieli grać ewangeliczne wieprze, które tratując się, biegną w przepaść. Po latach trzeba dodać, że praca z niegotową adaptacją jest dziś normą, która angażuje aktorów do zdwojonego udziału.