Czy przed realizacją spektaklu wiedziała pani, kim była Wanda Boniszewska?
Kinga Preis:
Nie. I pewnie większość ludzi, a nawet osób duchownych nie słyszało o niej, bo dopiero gdy zmarła w 2003 roku, jej istnienie zostało upublicznione. Chciała, by za życia nikt nie wiedział o jej stygmatach, mistycyzmie. Nawet dla wielu sióstr, z którymi żyła na co dzień, nie było to oczywiste.
Co jest niezwykłego w tej postaci?
Jej nieprzeciętna duchowość, wiara. Dar stygmatów, który otrzymała i przyjęła, wydaje nam się wyjątkowym wyróżnieniem. Owszem, tyle że z tego powodu niewyobrażalnie cierpiała fizycznie. A ja miałam wątpliwości, czy to możliwe, by człowiek dobrowolnie przyjmował na siebie cierpienie i znosił je pokornie, cyklicznie co pół roku, co miesiąc, a nieraz jeszcze częściej. Koleżanka, z którą grałam w tym spektaklu, powiedziała: "przestań się nad tym zastanawiać, bo w ogóle tego nie zagrasz. Trzeba po prostu w to uwierzyć".