Nudy na pudy rozwichrzonej wyobraźni

W teatrze już tak bywa, że nawet nieokiełznana wyobraźnia twórcza wymaga zdecydowanego uporządkowania. Przy czym wybór określonego kierunku nie powinien zacierać intencji autora.

Publikacja: 09.06.2009 11:37

"Sprawa Dantona" we wrocławskim Teatrze Polskim; reż. Jan Klata; 27.03.2008

"Sprawa Dantona" we wrocławskim Teatrze Polskim; reż. Jan Klata; 27.03.2008

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

W takim bowiem przypadku otrzymujemy przedstawienia zaskakujące formalnymi rozwiązaniami, które pokrywają myślową pustkę.

Do takiego wniosku skłoniły mnie dwie inscenizacje z wyrazistymi postaciami przywódców Rewolucji Francuskiej. Teksty obu sztuk — zarówno „Sprawy Dantona” Stanisławy Przybyszewskiej, którą wystawił Jan Klata w Teatrze Polskim we Wrocławiu, jak i „Marata/Sada” Petera Weissa w reżyserii Mai Kleczewskiej w Teatrze Narodowym w Warszawie — okazały się jednak tylko pretekstem do formalnych igraszek twórców, dalece wypaczając przesłania utworów.

Zabieg scenicznego odczytania dramatu wbrew intencjom autora bywa oczywiście uprawniony, ale tylko wtedy, kiedy przynosi w zamian nowe interpretacyjne emocje. Jeśli inaczej — odkrywczo — naświetla działania bohaterów. Obie wspomniane inscenizacje są, niestety, wyłącznie efekciarskie, z pomysłami reżyserskimi, które niweczą wszelki sens, nie dając nic lepszego w zamian.

Moda, albo i mania kolejnych pokoleń reżyserów polskich polega na tym, że przenoszone na scenę teksty traktują wyłącznie przedmiotowo. Jako surowiec do ujawnienia własnej, zdarza się zrazu, że zaskakującej, inwencji. Na tym — jak mniemają — ich rola się kończy, choć de facto tu się dopiero powinna zacząć.

Klata dał więc przedstawienie tzw. zgrywne. Zamieszanie rewolucyjne nie przeszkadza bohaterom z otoczenia Robespierre’a i Dantona zgrywać się niby w farsie. Pomysły Kleczewskiej są, przeciwnie, doszczętnie pozbawione poczucia humoru, co trzygodzinne przedstawienie o perwersjach — z seksualnymi podtekstami — słynnego markiza de Sade’a czyni niemiłosiernie nudnym.

Wszystkie te wyjeżdżające spod podłogi fortepiany, chóry skandujące teksty, ponad dwudziestominutowy pokaz musztry typowej dla oddziału najemników etc., świadczą o tym, że Kleczewska ma swoiste wyczucie efektu. Problem w tym, że do tego stopnia zatraca się w formie, że nie zważa na sensy. Tak zrealizowane widowisko wydaje się być obliczone na gremialne opuszczanie teatru przez widzów, co inscenizatorce zapewniłoby pewien, nic to, że dwuznaczny, rozgłos.

W obu przypadkach, bo także Klaty, założona prowokacja chybia celu. Odbiorca szybko otrząsa się z pierwszego oszołomienia wizualnymi niespodziankami i spod zrazu efektownej, barokowo bogatej, inscenizacyjnej otoczki, usiłuje wydobyć jakiś sens. Na próżno. Dla widza, który w teatrze doszukuje się treści, podążanie za tworami wyobraźni Klaty i Kleczewskiej staje się drogą wiodącą donikąd.

W polskim, choć i światowym teatrze zanika pewien rodzaj wrażliwości, który przez długie lata stanowił o jego sile. Nowatorskie odczytania utworów scenicznych przez Konrada Swinarskiego — reżysera pamiętnej prapremiery „Marata/Sade’a” w berlińskim Schillertheater w 1964 r. — polegało na drobiazgowej analizie tekstu i wierności autorowi. Nigdy nie używał własnej inwencji wyłącznie dla formalnego popisu, lecz wprzęgał swoje umiejętności, rozum, wiedzę, wrażliwość, czułość w konkretny dramat, co jego przedstawienia czyniło tak pełnymi i doskonałymi.

Próżno szukać podobnego, pokornego wobec myśli autora, podejścia wśród dzisiejszych teatralnych twórców. Kolejni absolwenci wydziałów reżyserii myślą tylko o tym, aby jak najszybciej przebić się przez konkurencję na scenicznym targowisku próżności. Zadziwiające, że ich stricte użytkowe, efekciarskie zabiegi zyskują tak czołobitne przyjęcie wśród ludzi nadających ton polskiej krytyce teatralnej. A za nimi — chcąc, nie chcąc — podążają pogubieni widzowie. Mam nadzieję, że nie wszyscy.

Teatr formy nie powinien oznaczać teatru bez treści.

W takim bowiem przypadku otrzymujemy przedstawienia zaskakujące formalnymi rozwiązaniami, które pokrywają myślową pustkę.

Do takiego wniosku skłoniły mnie dwie inscenizacje z wyrazistymi postaciami przywódców Rewolucji Francuskiej. Teksty obu sztuk — zarówno „Sprawy Dantona” Stanisławy Przybyszewskiej, którą wystawił Jan Klata w Teatrze Polskim we Wrocławiu, jak i „Marata/Sada” Petera Weissa w reżyserii Mai Kleczewskiej w Teatrze Narodowym w Warszawie — okazały się jednak tylko pretekstem do formalnych igraszek twórców, dalece wypaczając przesłania utworów.

Pozostało 84% artykułu
Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Teatr
Latający Potwór Spaghetti objawi się w Krakowie