Była już na scenie Marią Callas i Marleną Dietrich. W spektaklu „Boska!" Krystyna Janda wcieliła się w inną wokalną gwiazdę, choć tym razem o wątpliwiej jednak sławie. To Florence Foster Jenkins, która do historii przeszła z mianem najgorszej śpiewaczki świata. Mimo to, gdy miała wystąpić w nowojorskiej Carnegie Hall, ludzie godzinami stali w kolejce, pragnąc zdobyć bilet.
Była symbolem kiczu i złego gustu, ale także udowodniła, że każde marzenie można zrealizować, jeśli oczywiście... dysponuje się odpowiednim majątkiem. Florence Foster urodziła się w 1868 r. w Pensylwanii. Od dziecka brała lekcje muzyki. Ojciec nie miał jednak zrozumienia dla jej artystycznych ambicji i wydał ją za doktora Jenkinsa, który także nie popierał zainteresowań żony. Florence wzięła więc rozwód, a gdy w 1909 r. po śmierci ojca odziedziczyła znaczny majątek, przeniosła się do Nowego Jorku i zaczęła brać lekcje śpiewu.
Miała niewielki głosik, okropnie fałszowała, ale bez żenady śpiewała najtrudniejsze operowe arie. Stać ją było, by co roku wynajmować salę na swój występ, zresztą od 1912 r. popisy Florence Foster Jenkins w wymyślnych strojach i na estradzie obsypanej kwiatami stały się wydarzeniem przyciągającym towarzyską śmietankę Nowego Jorku. Nie wiadomo, czy naprawdę wierzyła w swój talent, czy też bawiła się publicznością, oferując kiczowaty show.
Dziś wielu krytyków skłonnych jest uważać ją za prekursorkę performance'u, a druga fala zainteresowania zmarłą w 1944 r. Florence Foster Jenkins nastąpiła w latach 90., kiedy na płytach CD pojawiły się jej dawne nagrania. Najgorsza śpiewaczka świata stała się też bohaterką kilku sztuk teatralnych, z których największą popularność zyskała „Boska!" Petera Quiltera z 2005 r.
Brytyjski dramatopisarz opowiada o ostatnich miesiącach życia i kariery Jenkins. Akcja rozpoczyna się w momencie, gdy spotyka się z kandydatem na nowego akompaniatora Cosmé McMoonem (w tej roli Maciej Stuhr). Stanie się on przewodnikiem po opowieści, której finałem jest recital w Carnegie Hall.