W przeciwieństwie do kilku swoich koleżanek reżyserek Bożena Suchocka nie chciała widzów zaszokować. W warszawskim Teatrze Ateneum nie zamieniła lasu ateńskiego na nocny klub, a gier miłosnych bohaterów w orgię. Nie poszatkowała też tekstu Szekspira na strzępki, dopisując mu nowe, często zaskakujące, znaczenia. Zrealizowała klarowny spektakl, który ogląda się z zainteresowaniem.
W tym "Śnie nocy letniej" mocno zaakcentowany został temat poszukiwania uczucia w świecie dzisiejszych intryg. Puk Mariusza Drężka bardziej niż delikatnego elfa przypomina niespełnionego artystę ze świata Witkacego w oparach narkotyków. Palenie trawki sprawiło, że świat wymyka mu się spod kontroli i stąd pomyłki w wykonaniu poleceń Oberona.
Wielowymiarową postać Lizandra interesująco zaprezentował Dariusz Wnuk. Jest bardzo przekonujący jako bohater romantyczny, marzący o idealnej miłości, ale też jako okrutny kochanek gardzący uczuciem Hermii. Ta zaś w interpretacji Anny Gorajskiej pięknie walczy o prawo do kochania.
Majstersztykiem, jak często bywa w inscenizacjach "Snu nocy letniej", jest scena z rzemieślnikami przygotowującymi spektakl dla Tezeusza i Hipolity. Próby przedstawienia przypominają realizację tak częstych chałtur z udziałem gwiazd popularnych seriali i "aktorusów", żyjących swą niegdysiejszą, dawno już minioną sławą.