Reklama

Jak Czesi radzą sobie z nieznośną lekkością bytu

Spektakl w Teatrze Studio oparty na motywach książki "Zrób sobie raj" wypacza sens utworu Mariusza Szczygła

Publikacja: 11.03.2012 17:04

Mariusz Szczygieł

Mariusz Szczygieł

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Kasia Adamik i Olga Chajdas, reżyserki i scenarzystki, wykonały gigantyczną pracę, by przekonać widzów, że życie Czechów jest szczęśliwe tylko na pozór, a piwo, hokej i Vondraczkova tak naprawdę nie stanowią remedium na wszystkie problemy naszych sąsiadów. Zwłaszcza metafizyczne.

To prawda, że Mariusz Szczygieł zamiast powielać stereotypy, w jakie obrosły nasze wyobrażenia o "najbardziej ateistycznym narodzie świata", postanowił sprawdzić, jak mu się żyje bez Boga i czy naprawdę idealnie. Znakomita książka przekonuje, że z metafizycznej refleksji Czesi całkowicie nie zrezygnowali.

Tymczasem przedstawienie Adamik i Chajdas wskazuje, że mają nie lada problem. Przed sobą i światem udają ateistyczną frywolność. Gdy widzą krzyżyk pytają dlaczego nosisz na szyi "trupa", a nie wesołego Buddę. Ich guru jest filozof Egon Bondy (Stanisław Brudny). Ogłosił manifest fekalizmu ("Wszystko gównem!"), a nawet gdy są problemy z wypróżnieniem, wspomina czasy, kiedy wychylając kufelek, osiągał błogostan w czeskim raju. Całą tę ateistyczną mistyfikację – to, że Czesi nie radzą sobie ze sprawami ostatecznymi tak dobrze jak my – ma obnażyć Polak, kierownik krematorium (Redbad Klijnstra).

Swoją tezę autorki przedstawienia wysnuły z faktu, że co trzecia urna z prochami czeskiego nieboszczyka przez dłuższy czas (lub w ogóle) nie jest odbierana przez bliskich, bo nie wiedzą, jak się zachować wobec śmierci. Polacy są może niewolnikami "etosu i patosu", ale Czesi nie radzą sobie z "nieznośną lekkością bytu". Podtrzymaniu tej teorii służy metafora, na jakiej oparty jest spektakl: oto duchy skremowanych bohaterów, których prochy są w magazynie krematorium, przebywają w przestrzeni przypominającej czyściec. Czescy ateiści umarliby ze śmiechu.

W "Zróbmy sobie raj" oglądamy również długonogą czeską blondynkę (Karolina Kominek), dojrzałą kobietę ze wspaniałym biustem (Katarzyna Herman) i współczesnego policmajstra (Piotr Ligienza).

Reklama
Reklama

Postaci atrakcyjne, ale przedstawienie jest ledwie reżyserskim szkicem. Jego ramy chwieją się w rytm słabej, pseudomusicalowej choreografii Anny Hop. Wrażenie jest takie, jakby niedomyty polski kufel popsuł radość z picia znakomitego czeskiego piwa.

Kasia Adamik i Olga Chajdas, reżyserki i scenarzystki, wykonały gigantyczną pracę, by przekonać widzów, że życie Czechów jest szczęśliwe tylko na pozór, a piwo, hokej i Vondraczkova tak naprawdę nie stanowią remedium na wszystkie problemy naszych sąsiadów. Zwłaszcza metafizyczne.

To prawda, że Mariusz Szczygieł zamiast powielać stereotypy, w jakie obrosły nasze wyobrażenia o "najbardziej ateistycznym narodzie świata", postanowił sprawdzić, jak mu się żyje bez Boga i czy naprawdę idealnie. Znakomita książka przekonuje, że z metafizycznej refleksji Czesi całkowicie nie zrezygnowali.

Reklama
Teatr
Klata reżyseruje „Krzyżaków”. Spektakl o narodowej sile czy zalążku katastrofy?
Teatr
Chiny przejmują Rosję po scenie sądu w Warszawie
Teatr
Kożuchowska, Seniuk, Sarzyńska zagrają na wrocławskim dworcu PKP
Teatr
Robert Wilson nie żyje. Pracował z Lady Gagą, Tomem Waitsem, Danutą Stenką
Teatr
Grażyna Torbicka: Kocham kino, ale kocham też teatr
Reklama
Reklama