Zespół Jacka Łumińskiego jest w dobrej formie, a obserwacje choreografa są wnikliwe i zaskakująco trafne. Łumiński zajął się problemem władzy, ale nie tej z pierwszych stron gazet, lecz tej, która ukryta jest w naszych sumieniu i wyobraźni.
W tytułowym panoptikonie (utopijnym więzieniu zbudowanym na planie koła) każdy sam jest strażnikiem. Pilnuje siebie lub innych, raz narzucając pozostałym swoją wolę, innym razem ulegając współosadzonym.
W teatrze Studio zobaczyliśmy więc całą gamę zachowań typowych dla zamkniętych środowisk – od zaraźliwego poczucia obcości, przez demonstrację siły, rodzącą się przyjaźń i czułość, po irracjonalny strach przed wolnością.
Siedmioro tancerzy opowiadało swoje historie w wielopoziomowej przestrzeni, odgrodzonej od widowni prawdziwymi kratami. Widz czuł się jak ukryty strażnik, podglądający z oddali ich działania – w ogromnej części zbiorowe, choć gdy tylko grupa zaczęła być ze sobą mocniej emocjonalnie związana, z tej bezimiennej masy powoli zaczęły wyłaniać się także indywidualności.
Partie solowe i pełne przemocy duety stały w kontrze do działań zespołowych, wyraźnie podkreślających niemoc uwięzionych – słabość wszystkich więźniów umysłu, którym nie wystarcza wyobraźni do tego, by wyrwać się z zamkniętego kręgu. —Sandra Wilk