Pomysłodawcy premiery asekurują się podtytułem „Warsztaty" i nie jest to kokieteria zaczerpnięta z teatru. Sceny dramatyczne zamiast skończonego produktu coraz częściej oferują widzom próby otwarte, zwane też „work in progress", gdyż reżyser nie jest w stanie dokończyć pracy. Tu pod osąd publiczności oddają się w większości debiutanci. Być może nie są w pełni gotowi do choreograficznej samodzielności, ale chcą próbować.
Ta premiera napawa optymizmem. Po wielu latach marazmu polska choreografia rozwija się, zaczyna być sztuką żywą. Wystarczy porównać poziom tegorocznych „Kreacji" z pierwszymi warsztatami, na które Polski Balet Narodowy zaprosił publiczność trzy lata temu. Obecny spektakl firmuje aż dziewięć nazwisk. To nie warsztaty, ale normalne, trzyczęściowe widowisko złożone zarówno z miniatur, jak i z baletów, które dałoby się rozbudować w samodzielny spektakl.
Różnorodność ma oczywiście zalety i wady. Jest duet powielający wzory rozrywki serwowanej kiedyś PRL-owskiej publiczności w programach estradowo-telewizyjnych (specjalizowała się w niej Krystyna Mazurówna, obecna wyrocznia telewizyjnego tanecznego talent show). Ale mamy też mroczną choreografię Roberta Bondary „8m68", który rezygnując z fabuły, potrafi zafascynować widza urodą kompozycji obrazów scenicznych oraz ekspresją relacji między tancerzami.
Dla takich jak Robert Bondara warto organizować „Kreacje". Brał udział w pierwszej edycji, dziś jest artystą prowadzącym samodzielne życie twórcze, najbliższą premierę przygotowuje z zespołem Teatru Wielkiego w Wilnie. Rozwój innych następuje wolniej. Anna Hop po raz trzeci udowodniła w „Kreacjach" ogromną muzykalność i umiejętność tworzenia oryginalnej kompozycji z prostych ruchów. Ma też dar, który nie jest dany wszystkim: taniec sprawia jej radość, ale czy stać ją już na więcej niż obecny „Lab V", który jest kolejnym baletowym żartem jej autorstwa?
Dwa tegoroczne odkrycia to: Australijczyk Lachlan Phillips, od niedawna tancerz Polskiego Baletu Narodowego, który zadziwił dojrzałością choreograficznego debiutu „Ganz anders", inspirowanego niemieckim ekspresjonizmem. A także Barbara Bartnik, która w „Human Object" w niebanalny sposób wykorzystała muzykę Pink Floydów.