Jeszcze dwa dni temu był to gabinet głęboko podzielony na zwolenników twardego rozwodu z Unią i przeciwników takiego rozwiązania. Ale teraz wszystkie cztery kluczowe stanowiska – premiera oraz ministrów finansów, spraw zagranicznych i spraw wewnętrznych – zajmują politycy, którzy przed referendum w czerwcu 2016 r. byli przeciwni wyjściu kraju z Unii.
W nocy z poniedziałku na wtorek Theresa May mianowała bowiem na miejsce Borisa Johnsona dotychczasowego ministra zdrowia Jeremy'ego Hunta, który przysporzył popularności rządowi, uzyskując aż 20 mld funtów na system ubezpieczeń zdrowotnych. Co prawda na miejsce dotychczasowego negocjatora brexitu Davida Davisa May mianowała zwolennika wyjścia kraju z Unii Dominica Raaba, ale nie tak zaangażowanego, jak jego poprzednik.
– To oznacza, że uzgodniony w piątek plan „łagodnego brexitu" może być teraz wcielany z całym zaangażowaniem przez rząd. O ile ten rząd przetrwa – mówi „Rzeczpospolitej" Ian Bond, dyrektor w londyńskim Center for European Reform (CER).
Zgodnie z regulaminem działania Partii Konserwatywnej głosowanie nad nowym przywódcą jest rozpisane, gdy opowiada się za tym 15 proc. deputowanych ugrupowania. W obecnym warunkach to 48 posłów. Teoretycznie nie powinno być z tym problemów, bo spośród 316 deputowanych torysów, 62 jest zwolennikami twardego brexitu. Ale wielu z nich waha się w obawie, że upadek i tak już bardzo słabego rządu May otworzy drogę do władzy dla lidera Partii Pracy Jeremy'ego Corbyna.
– Wnioskowanie o wotum zaufania dla rządu w obecnych okolicznościach byłoby zupełnym szaleństwem – uznał czołowy zwolennik twardego rozwodu z Unią, lord Michael Howard.