Komisja Europejska wysunęła projekt funduszu odbudowy, dziesiątki miliardów euro dla poszczególnych państw. To kwoty brutto. Kto je sfinansuje? Kto będzie płatnikiem netto? Bloomberg, ale też Centrum Badań nad Gospodarką Europejską (ZEW) w Mannheim obliczały, że Polska znajdzie się w tym gronie.
Piękno finansowania funduszu z pożyczek polega na tym, że nie trzeba dziś określać, kto to pokryje. Jest tu uzasadnienie: nie wiadomo przecież, jaki będzie udział poszczególnych państw w finansowaniu budżetu Unii w 2028 r., kiedy ma się rozpocząć spłata. Więcej: Komisja chce, aby ta spłata trwała kolejne 30 lat, a więc przez bardzo długi okres. Ale łatwo sobie wyobrazić, że w 2028 r. większość krajów UE opowie się za przełożeniem rozpoczęcia spłaty na kolejną perspektywę finansową, o kolejne siedem lat. Analiza ZEW, która jest dość powierzchowna, zakłada, że w 2028 r. polski dochód narodowy bardzo urośnie w stosunku do średniej europejskiej. To opiera się na prognozach wzrostu KE z maja tego roku, które życie niewątpliwie zweryfikuje. Zaskakuje mnie natomiast założenie ZEW, że gdyby w 20 proc. kryterium podziału środków był poziom bezrobocia, to Polska stałaby się biorcą netto.
Dlaczego?
Powtarzam: na razie nikt niczego nie musi płacić. Ale jest też zupełnie jasne, że taki kraj, jak Polska, który nie ucierpiał nadmiernie z powodu Covid-19, powinien być płatnikiem netto. To jest po prostu logiczne. Jednocześnie jednak nie można zapominać, że fundusz odbudowy będzie tylko częścią szerszego, wieloletniego budżetu Unii, którego Polska, w takim łącznym ujęciu, pozostanie wielkim biorcą netto.
Jeśli w 2028 możliwa jest decyzja o rolowaniu tego długu, to jest to wyobrażalne i w kolejnych siedmiolatkach. Wtedy nie ma znaczenia, kto ile na koniec zapłaci, bo ten ciężar przypadnie naszym wnukom...