W powojennej historii Ameryki chyba żaden przywódca nie miał tak bardzo pod górkę w walce o drugą kadencję co Donald Trump. W tych dniach liczba ofiar pandemii w USA przekroczyła 200 tys., ponad 7 mln Amerykanów złapało wirusa. Za tym poszło załamanie gospodarki. Co prawda dzięki ogromnym programom stymulacyjnym udało się latem ożywić biznes: w lipcu pojawiło się 6,6 mln nowych ofert pracy. Mimo wszystko na miesiąc przed wyborami wciąż prawie 30 mln mieszkańców pozostaje bez pracy, a wielu innych obawia się o swoją przyszłość, jeśli tej jesieni w kraj uderzy kolejna fala pandemii.
Zabójstwo Floyda
Znacznie łagodniejszy kryzys storpedował szanse na zwycięstwo jesienią 1992 r. George'a H.W. Busha, zwycięzcy w starciu z Saddamem Husajnem o Kuwejt. Jednak Trump niekoniecznie musi podzielić jego los. Najnowsza średnia sondaży szanowanego portalu RealClearPolitics.com pokazuje, że przewaga Joe Bidena nad obecnym prezydentem stopniała w ciągu kilku tygodni z 8–9 pkt proc. do 6,5 pkt proc.
Równie znaczący jest sondaż Gallupa, w którym 41 proc. Amerykanów deklaruje zaufanie do swojego przywódcy, a 57 proc. mu go odmawia. To z pozoru fatalny wynik, w szczególności w zestawieniu z Joe Bidenem, którego darzy zaufaniem 46 proc. respondentów (50 proc. mu nie ufa). A jednak Trump zbiera dziś o wiele lepsze wyniki niż na tym samym etapie kampanii wyborczej cztery lata temu, kiedy tylko 33 proc. pytanych deklarowało do niego zaufanie, a 62 proc. mu go odmawiało.
Przełomem dla kariery prezydenta okazało się zabójstwo czarnoskórego mieszkańca Minneapolis George'a Floyda przez białego policjanta Dereka Chauvina 25 maja. Drastyczna scena, w której ofiara dusi się przez wiele minut pod uściskiem funkcjonariusza, wyzwoliła głęboko zakorzenione frustracje Afroamerykanów, w których pandemia uderzyła w sposób szczególny. W ciągu kilku dni w wielu miastach kraju wybuchły nieraz brutalne zamieszki, zaś na czele protestów stanął radykalny, lewicowy ruch Black Lives Matter. Wedle narracji jego przywódców Stany od zarania są krajem apartheidu, a biała większość z założenia składa się z rasistów. Kolumb, Lincoln, Roosevelt, Wilson – postacie największych bohaterów Ameryki zaczęły spadać z cokołów pod naporem rozwścieczonego tłumu.
– Trump doskonale wyczuł, że opatrzność podsuwa mu asa, z którym może wygrać drugą kadencję. Zrozumiał strach białej Ameryki przed przejęciem władzy przez mniejszości etniczne i konsekwentnie zaczął się lansować jako obrońca historycznej spuścizny Stanów, stanowczy, ale sprawiedliwy prezydent, który potrafi zjednoczyć wszystkich Amerykanów niezależnie od pochodzenia – mówi „Rzeczpospolitej" Karlyn Bowman z konserwatywnego, waszyngtońskiego American Enterprise Institute (AEI).