Algierczyk Lachdar Boumediene i Kuwejtczyk Chaled al Odah mogą przejść do historii jako ci, którzy wyrwali więźniów Guantanamo z prawnej próżni. Obaj uważani są przez amerykański rząd za „wrogich bojowników” schwytanych w wojnie z terrorem. Od kilku lat są przetrzymywani w amerykańskiej bazie na Kubie.
Dziś Sąd Najwyższy zacznie rozpatrywać ich skargę, a decyzja, jaka zapadnie w ciągu najbliższych miesięcy, będzie mieć decydujące znaczenie dla przyszłości wszystkich więźniów Guantanamo. Boumediene i Odah żądają prawa do odwołania się przed normalnym amerykańskim sądem od decyzji o ich zatrzymaniu. Powołują się na habeas corpus, 800-letnią tradycję prawną, zgodnie z którą każdy zatrzymany ma prawo zakwestionować swoje aresztowanie przed niezależnym i bezstronnym sędzią.
„New York Times” pisze, iż obserwatorzy tej sprawy mogą mieć wrażenie, że znaleźli się w pętli czasu. Administracja od dawna chce sądzić „wrogich bojowników” przed specjalnymi trybunałami wojskowymi.
Już dwukrotnie, w latach 2004 i 2006, Sąd Najwyższy podważał tę politykę. Za każdym razem administracji udawało się obejść jego decyzje. W 2006 roku kontrolowany wówczas przez republikanów Kongres szybko przyszedł prezydentowi z pomocą, przyjmując nowe prawo o komisjach wojskowych. Skargi ze strony „wrogich bojowników” przetrzymywanych w Guantanamo czy gdziekolwiek indziej nie będą podlegały jurysdykcji „żadnego sądu czy sędziego” – stwierdził wówczas Kongres. Teraz Sąd Najwyższy oceni, czy ustawa wydana przez Kongres jest zgodna z konstytucją.
Według ustawy odwołania więźniów mają w obiektywny sposób rozpatrywać specjalne trybunały rewizyjne. – Nawet wojskowi prawnicy nazywają te trybunały jednym wielkim oszustwem – twierdzi David Cynamon, prawnik reprezentujący czterech kuwejckich więźniów Guantanamo. – To niepokojące, że przystajemy na działania rządu, których celem jest uspokojenie naszych lęków, a nie zgodność z konstytucją – mówi „Rz” profesor historii prawa Cynthia Harrison.