Wybrane zostały już władze 12 komisji w Parlamencie Europejskim, w najbliższy poniedziałek zostanie podzielonych dziesięć pozostałych. Polsce, zgodnie z przewidywaniami, przypadnie szefostwo tylko jednej: rozwoju regionalnego dla Danuty Hübner.
Na więcej nie mieliśmy szans, bo nasza najliczniejsza reprezentacja – Platforma Obywatelska – w największej grupie chadeckiej dostała już trofeum uznawane za najcenniejsze, czyli stanowisko przewodniczącego Parlamentu Europejskiego dla Jerzego Buzka. Z kolei inne polskie delegacje albo są zbyt małe, jak Sojusz Lewicy Demokratycznej, albo należą do mniej ważnych grup politycznych, jak Prawo i Sprawiedliwość. I na stanowiska szefów komisji nie mają szans.
W PE działa reguła d’Hondta promująca największe ugrupowania. Najpierw komisje wybierają grupy według wielkości. Chadecy dostali 9, socjaliści – 6, liberałowie – 3, Zieloni – 2, a konserwatyści i komuniści – po jednej. Potem wewnątrz grupy delegacje od najmniejszej do największej.
Najlepiej więc na podziale władzy wypadają najliczniejsze kraje Unii, które są skupione w dwóch największych grupach politycznych: chadeckiej i socjalistycznej. Najwięcej stanowisk szefów komisji – po pięć – przypadło Niemcom i Włochom, za nimi są Francuzi (4) i Brytyjczycy (3). Ci ostatni wyraźnie stracili wpływy w PE, od kiedy konserwatyści opuścili chadeków i utworzyli własną grupę polityczną z Prawem i Sprawiedliwością i czeską Obywatelską Partią Demokratyczną (ODS). Mimo że wybory w Wielkiej Brytanii konserwatyści zdecydowanie wygrali, to w PE mają mniej stanowisk, bo nowej grupie przyznano tylko jednego szefa komisji. Po jednym dostali też brytyjscy laburzyści i liberałowie w swoich grupach politycznych.
Poza Polską pojedyncze stanowiska szefów komisji parlamentarnych mają też Hiszpania, Finlandia i Szwecja.