Litwini przyzwyczajeni do wielkich defilad, imprez przed pałacem prezydenckim i bankietów, które z okazji inauguracji urządzali poprzedni przywódcy, podczas zaprzysiężenia Dalii Grybauskaité przecierali oczy ze zdumienia. Bankietu nie było, a po uroczystości Grybauskaité natychmiast pojechała do domu. Jak mówiono w Wilnie, tak skromnej uroczystości nie było w całej najnowszej historii Litwy.
Ale to był dopiero początek oszczędnych rządów. Grybauskaité uznała, że nie potrzebuje nowej limuzyny, ponieważ ta, którą jeździł jej poprzednik Valdas Adamkus, jest jeszcze dobra. Zmniejszyła też liczbę eskortujących ją samochodów. Kazała nawet ochronie zatrzymywać się na wszystkich światłach i nie korzystać z przywileju pierwszeństwa.
Wprowadziła się do rezydencji, którą kiedyś zajmowała żona byłego prezydenta Rolandasa Paksasa. I choć wszyscy przypuszczali, że dokona w niej gruntownego remontu, ona zleciła tylko malowanie. W podróże zagraniczne zaczęła zaś latać rejsowymi samolotami.
Litwini są zachwyceni. "Głowa państwa powinna dawać przykład, zwłaszcza w dobie kryzysu" – piszą media.
[srodtytul]Premier na rowerze[/srodtytul]