– Gdybym nie był przekonany, że sytuacja w Afganistanie wpływa na bezpieczeństwo Stanów Zjednoczonych i narodu amerykańskiego, to z chęcią już jutro rozkazałbym każdemu naszemu żołnierzowi, aby wrócił do domu – podkreślał Barack Obama, przemawiając w nocy z wtorku na środę czasu polskiego w sławnej akademii wojskowej West Point. Przypomniał, że tej wojny nie zaczęły USA, lecz porywacze, którzy 11 września 2001 roku zaatakowali Nowy Jork, i podkreślił, że terroryści wciąż pracują nad nowymi spiskami.
[srodtytul]Trzy elementy strategii[/srodtytul]
Nowa strategia w trwającej od ośmiu lat wojnie w Afganistanie – nad którą Biały Dom pracował przez trzy miesiące – składa się z trzech elementów. Po pierwsze, Amerykanie nadal mają polować na bojowników al Kaidy na pograniczu afgańsko-pakistańskim i w innych regionach świata. Po drugie, dodatkowych 30 tysięcy żołnierzy wraz z siłami, które doślą sojusznicy USA, ma powstrzymać ofensywę talibów. Po trzecie, tam gdzie uda się już zaprowadzić względny porządek, Amerykanie mają szkolić afgańskie siły bezpieczeństwa i budować cywilne struktury władzy, by mogły one przejąć odpowiedzialność za sytuację w prowincji po wycofaniu Amerykanów. Na wykonanie tych zadań Barack Obama dał dowódcom niewiele czasu.
– Po 18 miesiącach nasze wojska zaczną wracać do kraju – obiecał. Podkreślał, że Stany Zjednoczone liczą na pomoc sojuszników. – To nie jest tylko amerykańska wojna – mówił, dodając, że terroryści zaatakowali nie tylko Nowy Jork, ale również Londyn, Amman i Bali. Jednym z pierwszych krajów, które po orędziu Obamy zgłosiły zamiar zwiększenia swojego kontyngentu, była Polska.
[srodtytul]Talibowie się nie boją[/srodtytul]